niedziela, 19 listopada 2017

od Deana cd. Samanthy

Wyciągnąłem rękę w kierunku radia, aby podgłośnić płynącą z  niego piosenkę AC/DC. Uśmiechnąłem się z satysfakcją, słysząc ulubione dźwięki. Sam prowadził, na drodze było pusto, więc mogłem trochę odpocząć. Ułożyłem się wygodnie na siedzeniu po prawej stronie i obserwowałem przemijające w szybkim tempie drzewa. Łosiek jechał w dobrym tempie, nie zarzucając Baby, ale i nie wlokąc się po ulicy. Nie rozmawialiśmy, zresztą muzyka i tak zagłuszyłaby wszystkie inne dźwięki. I dobrze.
Równomierne tempo jazdy przerwało nagłe hamowanie Sama. Wyrzuciło mnie do przodu, po czym wszystko wróciło do normy. No, prawie wszystko. On prawie rozjebał Impalę,
- SON OF A BITCH! - krzyknąłem, świdrując go wzrokiem. - You son of a bitch! Prawie rozjebałeś Baby, czy ty wiesz co to znaczy?!
- Dean, przepraszam, przecież...
- O tak, "przepraszasz", a przed chwilą zrobiłeś hamowanie kurwa roku!
- Dean, nie zabij mnie tylko, błagam. - mruknął Sam.
- To by było za mało. - warknąłem, po czym zwróciłem się szeptem  do Baby - No już, mała, co niedobry Sam ci zrobił? Już dobrze, shhhhh.
Sam spojrzał na mnie, próbując ukryć rozbawienie. Nie wyszło mu.
- Jeszcze raz zrobisz taki numer, a nie wsiądziesz już do tego wozu. Nigdy.
Rozejrzałem się w poszukiwaniu sprawcy tego wypadku; od razu natrafiłem wzrokiem na rudą dziewczynę stojącą przed pomarańczowo czarnym samochodem. Otworzyłem drzwi i wyszedłem  z wozu, Sam poszedł w moje ślady. Podeszliśmy do dziewczyny.
- Nic wam nie jest? - zapytała, opierając się raczej niepewnie o maskę swojego samochodu
- Cóż, poza tym, że przez ciebie ten kretyn prawie rozwalił mój wóz, to raczej nie. - Uniosłem brwi i założyłem ręce na klatce piersiowej. Sam nie odzywał się, stojąc trochę z boku z poczuciem
- Przepraszam. - mruknęła, wbijając wzrok w jezdnię. - Po prostu ta świnia odmówiła posłuszeństwa...
Wzruszyłem ramionami, darując sobie opierdol dziewczyny. Odwróciłem się i skinąłem głową na Sama, dając mu do zrozumienia, że nie mam zamiaru stać tu dłużej niż to potrzebne. Ten jednak uniósł lekko brwi i pokręcił nieznacznie głową. Jeszcze się kłócił teraz będzie, son of a bitch!
- Dean, mogę cię na chwilę? - zapytał półgłosem, na co przewróciłem oczami, ale odszedłem z nim te kilka kroków dalej. - Nie widzisz, że dziewczynie samochód się rozwalił?
- A przy okazji  mój prawie też. - zauważyłem, po czym zmarszczyłem brwi. - Chwila, czy ty chcesz...
- Żebyś jej pomógł. - dokończył za mnie brat, na kolejny raz przewróciłem oczami.
- Człowieku, czy ty się słyszysz? Ona prawie rozpierdoliła mi wóz. Takich ludzi się pali, a nie się im pomaga.
Sam westchnął i pokręcił głową.
- Stary, dostaniesz ciasto. - Na te słowa zacząłem rozważać opcję szybkiego naprawienia auta rudowłosej.
- W sumie to warto pomagać ludziom, tak tak. - Zacząłem kiwać głową i podszedłem do dziewczyny. - Słuchaj, nie pomóc ci z tym wozem? Chyba coś szwankuje, skoro tak się zatrzymał, czy cokolwiek się tam stało.
- O, jakbyś mógł. - ożywiła się i opowiedziała mi, co się stało. Już wiedziałem, w czym muszę pogrzebać, aby ruszyć ten samochód.
Podchodząc z Samem u boku do wozu dziewczyny, rzuciłem do niego ciche "Całe ciasto moje", po czym otworzyłem maskę i rzuciłem okiem na wnętrze pojazdu.
- Son of a bitch... - mruknąłem i zdjąłem kurtkę, podwijając przy okazji rękawy. Dziewczyna stała z boku i przypatrywała się, jak grzebię w jej samochodzie, Sam natomiast podszedł do Impali.
- Tylko uważaj na nią! - krzyknąłem, nie patrząc nawet w jego stronę. Odpowiedział mi powolnym zapaleniem silnika i odjechaniem. Wróciłem do "roboty", ignorując spojrzenia dziewczyny, której imienia nie znałem.
- Jestem Dean. - rzuciłem, nie przerywając naprawiania zepsutego elementu.

Samantha? Wreszcie! B)

od Savannah cd. Kariny

Minęła chwila gdy kobieta o ciemnych niebieskich włosach niczym wzburzone fale morza, przeszła przez ulicę. Starczyło mi to na ucieczkę w głąb egipskich ciemności. Ruszyłam dalej zadowolona z kolejnego udanego polowania, przez długi czas nie określony nie będę musiała się żywić. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem, wypuszczając powietrze z ust które stworzyło mały dymek, pary wodnej. Ruszyłam dalej, idąc żwawo i nie zatrzymując się by nie spowolnić mojej drogi. W między czasie ponownie skręciłam w ślepą uliczkę, otworzyłam metalowy kosz na śmieci wrzucając tam bluzę. Która niestety lub stety, została splamiona krwią. Cholera, a to była moja ulubiona. Cóż, kupię nową. Wyjęłam z kieszeni zapalniczkę, ówcześnie ją odpalając, przez co krzesiwo się zaiskrzyło, ukazując malutki płomyczek… Po czym bez zbędnej gatki, wrzuciłam ją do śmietnika. Mały jaskrawo pomarańczowo-czerwony płomień momentalnie, zmienił się w rażący i bijący ciepłem, szaleńczo poruszający się żywioł. Moje oczy patrzyły na to zjawisko jak zahipnotyzowane, uwielbiałam patrzeć się  wprost w otchłani ognia. To było takie… Odprężające? Moje usta wykrzywiły się samoistnie w uśmiech pełen szaleństwa. Minęło kilka… A raczej kilkadziesiąt minut gdy płomień zaczął gasnąć, zostawiając po sobie smugę czarnego dymu. Pokręciłam kilka razy głową, znów przyjmując obojętny wyraz twarzy. Wyszłam z tego miejsca szybko, upewniając się czy nikt mnie nie zauważył. Strzał w dziesiątkę. Przystanęłam patrząc na duży napis, jakiegoś klubu nocnego. Wzruszyłam ramionami i pchnęłam metalowe drzwi, przez co do moich nozdrzy dostał się ostry i mocny zapach trunków oraz nikotyny. W powietrzu wisiał smród alkoholu… Omiotłam wzrokiem całe pomieszczenie. Głośna muzyka i tańczący ludzie na parkiecie. Nic nadzwyczajnego w takim miejscu. Obściskujące się pary, przyprawiały mnie o mdłości… Usiadłam na krześle barowym, patrząc znudzona na tamtejszego barmana.
- Coś podać?
- Szklankę soku, nic więcej.
Mruknęłam pocierając skroń, natomiast mężczyzna popatrzył się na mnie dziwnie. Bo niby zbrodnią jest zamawianie soku w klubie nocnym! Fuknęłam pod nosem, po czym obdarzyłam go zirytowanym spojrzeniem. Chwycił za jedną z szklanek napełniając go moim upragnionym afrodyzjakiem… Chwyciłam szklankę w moje blade dłonie, upijając łyk pomarańczowego napoju. Odstawiłam na wpół puste naczynie, tępo patrząc się w barowy blat. Moje myśli zaczęły zapełniać krzyki mojej ofiary, uśmiechnęłam się ponownie na to wspomnienie które zdarzyło się nie tak dawno, jak przed paroma chwilami. Policjanci znów będą tropić, aż nic nie znajdą i zamkną sprawę po niedługiej chwili jak je rozpoczną… Chociaż ta niebiesko włosa mnie zaciekawiła, żaden nawet mnie zauważył natomiast ona… Nie, i tak nic nie zdziała nawet jeśli będzie próbować wszystkiego. Chociaż dziwnie pachniała… Potrząsnęłam głową, te moje teorie spiskowe czasami naprawdę mnie zadziwiają.  Po raz kolejny upiłam łyk soku. Nie będę chwalić dnia przed zachodem słońca…  Do moich uszu dostał się dźwięk piosenki AC/DC Back In Black, lekko się kołysząc podśpiewywałam coś pod nosem. O dziwo w tym klubie wiedzą co dobre, niż te szybkie piosenki elektro czy też te od popowych gwiazdeczek. Stary dobry rock albo metal, to jest to! Oparłam głowę o blat barowy, myśląc dalej o wszystkim. Wzdrygnęłam się gdy przypomniałam sobie stare dobre czasy. Podniosłam głowę, patrząc się na barmana w oczekiwaniu.
- Daj coś mocniejszego…
- Whisk…
- Sok jabłkowy.
Zanim dokończył swoje zdanie, ja machnęłam lekceważąco ręką. Co jak co, zamierzam wrócić do domu trzeźwa. On tylko popatrzył się na mnie tym samym wzrokiem co poprzednio. Przewróciłam oczami lekceważąco, gdy dostałam swoje upragnione zamówienie, znów upiłam łyk napoju. Wyprostowałam się, odwracając głowę w strony reszty klubu. Wytężyłam słuch. Kilka niepotrzebnych rozmów, jakieś pijane karaoke i idiotyczne próby podrywania jakiegoś marnego Casanovy… Oczekiwałam jakiś lepszych tematów, cóż nie wszystko idzie po naszej myśli. Oparłam się plecami o blat dzierżąc mój sok jabłkowy i obserwując cały ruch w klubie niczym drapieżnik swoją zwierzynę…


<Karina? Tu też się chyba nic nie ruszyło XD Kurde nie umiem rozwijać wątków, dobra tam walić to Cx >

sobota, 18 listopada 2017

od Kariny cd. Savannah

Leżałam skulona jak zarodek na jednoosobowym, wciąż jeszcze pościelonym,
łóżku o brązowym materiale. Z drzemki wybudził mnie dźwięk mojego roboczego telefonu komórkowego. Dzwonek - Foo Fighters ''Pretender" rozbrzmiał głośno w małym, zacisznym
i szaroburym pokoju na końcu korytarza hotelowego. Oznaczało to prawdopodobnie wieści
od pracowników komisariatu policji w sprawie tajemniczych morderstw z ostatniego tygodnia w okolicach Kansas, które badałam z nie małym zainteresowaniem.
Wszystkim ofiarom brakowało oczu, więc początkowo podejrzewałam moich pobratymców. Jednakże anioły nie zabijają, bez powodu i na pewno nie tak brutalnie jak w tym przypadku.
Gdy dojechałam wczoraj do kostnicy ,by przyjrzeć się pierwszej i drugiej ofierze,
chociaż sprawa wyglądała mi przez chwilę na robotę skrzydlatych, bo ludzie ci mieli krwawe łzy na twarzy, to od razu odrzuciłam ten wariant przez ślady ugryzień w okolicach tętnic oraz poszarpane nogi. Gdy nachyliłam się nad głowami nieboszczyków dostrzegłam też ledwo widoczne ślady po pazurach wokół oczodołów. Strzał w dziesiątkę. Z tego co mi wiadomo, aniołom wystarczyłby tylko dotyk aby odebrać żywot, ogar piekielny rozszarpuje jak leci,
z kolei człowiek użyłby narzędzia takiego jak skalpel lekarski czy wąski nóż, no dobra zdarzały się też przypadki z nożyczkami, ale tym razem to na pewno nie było żadne z tych narzędzi zbrodni, ale naturalnie zębiska... Podsumowałam resztę ran cielesnych w tym braki organów i była jakaś szansa, że mam do czynienia z wilkołakiem. Nienawidzę tych kreatur, więc z chęcią dorwe tego spryciarza maskującego dowody. Miejmy nadzieję, że to samotnik. Im prędzej go zabiję tym lepiej.
Szybkim ruchem usiadłam na boku posłania i bez namysłu sięgnęłam lewą ręką po drgające na szafce urządzenie, odbierając połączenie. - Agentka Williams przy telefonie? - Rozległ się męski głos policjanta. Przeczesałam dłonią niebieskie kosmyki włosów, które przy podnoszeniu się opadły mi na oczy. - Tak. Sprawdził pan wszystko, o co prosiłam? - odpowiedziałam poważnym głosem. - Jeszcze nad tym pracujemy... W każdym razie dzwonię, bo znaleźliśmy kolejną ofiarę ,a przy niej coś ciekawego.
- A dokładniej?
- Złoty łańcuszek, który na pewno nie należał do ofiary ani nikogo z jego otoczenia.
Zamilkłam i zacisnęłam pięść. Złoty łańcuszek niby nic, ale co jeśli znajdziee się i złota różyczka? To by oznaczało, że ten potwór może należeć do wilkołaków, które od dawna próbuję odnaleźć.
- Halo Pani Williams? Jest tam pani? - wyrwał mnie z zamyślenia policjant.
- Jestem. Gdzie tym razem dokonano zbrodni?
- Próbujemy to ustalić, ciało znaleziono przy City of Liberty Parks and open space.
Ktoś dopiero co je znalazł.
- Będę za pięć minut. - Zakończyłam i rozłączyłam się. Sięgnęłam po moją broń, wyjęłam
z szuflady srebrne kule, fałszywy dowód FBI po czym przebrałam się szybko w strój federalnej. Ciurkiem dopiłam resztkę mojego ulubionego energetyka. Pola zapolować.
Był środek nocy, ale nie trudno było mi znaleźć cel, ponieważ na miejscu było mnóstwo policji
i fotografów, wszędzie błyskały lampy, świeciły światła wozów i rozciągały się żółte taśmy. Skrzywiłam się gdy przed oczami pojawiły mi się mroczki, nie lubię tego efektu. Zostawiłam swoją skodę zaparkowaną w bocznej uliczce. Wysiadłam uzbrojona po zęby ze srebrną bronią za pasem
i podbiegłam truchtem do miejsca zbrodni. Po okazaniu oznaki młoda policjantka zabrała mnie do ciała, a raczej jego resztek i jednej ręki.
Ktoś tu był bardzo głodny... - Co my tu mamy. Czyżby znowu atak jakiegoś dzikiego zwierza? - skomentowałam podchodząc do znajomego blondwłosego człowieka. - Agentka Williams. Jak zwykle na czas co do sekundy. - odparł ze słabym uśmiechem zerkając na swój nadgarstek , na którym miał nowoczesny, dotykowy zegarek. Eh progres elektroniki.
Nigdy nie rozumiałam po co to wszystko, prędzej dla wygody jak nauki... - Kogo tu przed sobą mamy? - spytałam udając ciekawość - Jason Stark. Słynny biznesmen, wykształcony
w dziedzinie biotechnologii, złapany kilka razy na prowadzeniu po pijanemu. Stały bywalec nocnych klubów i były właściciel jednego z nich. Miał sporą konkurencję i był podejrzewany o nielegalny handel zwierzętami. - opowiadał policjant podając mi papiery wydrukowane
z bazy danych na podstawie odcisków palców nieboszczyka. - Rozumiem. Mogę teraz obejrzeć to znalezisko, w sprawie którego pan dzwonił?
- Oczywiście, to ten łańcuszek. Znaleziono też psi włos. - podał mi do ręki woreczki. Łańcuszek wyglądał dokładnie tak jak się spodziewałam. Dwie nitki złota splecione ze sobą w długą całość. Czarny, długi i gruby włos, lekko rozwarstwiony przy końcu, zdecydowanie wilczy. Podrapałam się po brodzie w zamyśleniu. - Dziękuję, proszę dać mi chwilę. - oddałam paczuszki, gdy skinął głową oddaliłam się na chodnik po drugiej stronie. Szukałam czegokolwiek, co mogli przeoczyć. Nagle poczułam się obserwowana. Odwróciłam się za siebie marszcząc ciemne brwi. Ktoś obserwował sytuację stojąc w uliczce, przy której zaparkowałam moje granatowe auto. Średniego wzrostu, nasunął kaptur na głowę, ale dostrzegłam błysk jasnych oczu, które skrzyżowały się z moimi. Pusty wzrok. Wydawało mi się, że dostrzegłam uśmiech. Postać nagle zniknęła w ciemności. Szybko podbiegłam w tamto miejsce. Niestety osoba zniknęła. Byłam sama.


< Savannah? Wiem nic nie ruszyło, ale otwieram ci dłoń na kontynuację XD>

od Savannah

Zamknęłam swoją teczkę z hukiem, potarłam zmęczone skronie po czym skierowałam wzrok na mojego małego syczącego przyjaciela. - Co się lampisz? - Mruknęłam sucho, na co wąż podniósł łebek patrząc na mnie. Tak rozmawianie z wężami to wspaniała sprawa, czyż nie? - Ehh nie patrz tak na mnie. - Dodałam po chwili, wstałam odciągając go nogą gdy miał sięgnąć do mojej miski w której znajdowała się resztka mojego kurczaka. Wytrzepałam się i skierowałam do kuchni, moje kroki cicho rozniosły się echem po moim małym mieszkaniu. Straciłam poczucie czasu zbierając informację na nowe zlecenie. Za oknem już swięciły gwiazdy na granatowym tle bezchmurnego nieba... Będę musiała jeszcze raz śledzić ofiarę, pokręciłam głową znów przybierając ten sam obojętny wyraz twarzy. Złapałam za kurtkę leżącą nieopodal całego burdelu w mojej kuchni, przydałoby się posprzątać... Ehh zrobię to jutro. Albo po jutrze... W całej przestrzeni mojego mieszkania rozległ się huk upadającej miski. OXYGEN! Wbiegłam do pokoju widząc w pełni radosnego węża dzierżącego dumnie w paszczy kurczaka. Rozglądał się na boki, jakby chciał pokazać jaki z niego drapieżnik alfa... - Nienażarty gad. - Mruknęłam kręcąc głową, odwróciłam się na pięcie rzucając mu ostatnie spojrzenie. - Wychodzę będę potem, jedzenie masz nie rozwal mieszkania. - Oznajmiłam łapiąc srebrną klamkę dębowych drzwi. Zeszłam po schodach klatki żwawo,  ówcześnie zakluczając drzwi. Pchnęłam duże drewniane drzwi, powiew wiatru rozkołysał moje włosy sprawiając ,że dostałam gęsiej skórki. Poprawiłam okulary przeciwsłoneczne idąc w głąb ciemnych uliczek, tutaj co wieczór punkt dwudziesta moja ofiara wychodzi z klubu. Kolejna udana podwyżka, hmm? Schowałam się za jednym z kontenerów. Postawny mężczyzna wyszedł z budynku, wraz z kilkoma innymi. Wszyscy rozbawieni, na kilometr waliło od nich alkoholem. Pokręciłam nosem zniesmaczona, nie przepadałam za takimi używkami. Bez bata powiem, piję energetyki więc święta nie jestem. Ja w ogóle świętością nie grzeszę. Mężczyźni skierowali się dalej, a ja ruszyłam w cieniu za nimi...
~~~
Kiedy oni w końcu się rozejdą. Zirytowana patrzyłam jak mężczyźni się w końcu się żegnają. Moja ofiara stała sama przy ścianie, wpatrywał się na wprost śmiejąc pod nosem. Czyżby był tak pijany? Strzał w dziesiątkę dla mnie... Moje kroki odbijały się echem po ulicy, światło lamp oświetlało jedynie pusty zakątek. Im bliżej byłam niego czułam wiekszą pustkę, lekko uśmiechnęłam się pod nosem... Odwrócił się plecami nie zauważając mnie. To był jego błąd... Mówią ,że atakowanie wroga bez jego wiedzy, jest tchórzostwem... Niestety nie dla mnie. 
~~~
Usłyszałam syreny policyjne, ktoś już musiał go widzieć. Cóż... Ja mam to co chciałam. A on raczej nic nie powie... ~ Bo już nadaję się do trumny. Możliwe ,że zbyt bestialsko to zrobiłam... Uśmiechnęłam się lekko pod nosem, odchylając głowę do tyłu. Kolejne zadanie skończone, kolejna ofiara nic nie piśnie. Ani słówka więcej. Poprawiłam kaptur, przypatrując się z daleka miejscu zbrodni, Uliczka była otoczona taśmą policyjną a wkoło roiło sie od funkcjonariuszy. Miałam już wracać do mojego mieszkania, gdy nagle moje spojrzenie skierowało się z innym...
 
Jakiś ktosiek chętny? ^^

Savannah Vervada

Powitajmy Savannah!
Szaleństwo jest zajebiste. Dlaczego? Masz wtedy wywalone na wszystkich oraz czujesz ich strach... To rozkosznie wspaniałe!
Savannah Vervada | 25 lat | Kobieta | - | Oxygen

piątek, 17 listopada 2017

od Sama cd. Katrins

Podjechaliśmy pod dom dziewczyny, a raczej to co z niego zostało. Wysiadła gwałtownie  z auta i pobiegła pod gruzy, próbując ogarnąć co się stało.  Ze spokojem podszedłem do dziewczyny, która wpatrywała się zmieszana w pozostałości budynku.
- Teraz nie mamy gdzie nocować...  - powiedziała cicho, chwyciłem Kat za rękę i delikatnie ścisnąłem, dając znać że też tu jestem. Obejrzała się ostatni raz za siebie i podążyła za mną do auta. Naszym aktualnym celem podróży był hotel, w którym chwilowo zamieszkiwałem. Wpuściłem czarnowłosą przodem, a samemu wróciłem po rzeczy do auta. W bagażniku miałem jeszcze gdzieś kupioną kawę, która przydałaby się teraz. Wróciłem po niecałych dziesięciu minutach, całkiem wypadło mi z głowy że jest tu Kat i wypadałoby zapukać. Z przyzwyczajenia wszedłem do pokoju bez pukania, Katrins gwałtownie skryła się pod kołdrą. Odwróciłem wzrok i skierowałem się do kuchni, rozkładając rzeczy. Moja towarzyszka zakryła się kołdrą i spłonęła rumieńcem, mimowolnie się roześmiałem. 
- Kat... jakby co ja będę spać na kanapie... - poinformowałem dziewczynę, która ugościła się na moim łóżku. Pokazała kciuk w górę i pogrążyła się we śnie. Nie miałem większego pomysłu co robić więc składałem i rozkładałem srebrną broń, czyściłem nóż czy układałem magazynki zgodnie z alfabetem. Koło dwudziestej trzeciej zmorzył mnie sen, rozłożyłem kanapę i okryłem się kocem.  Zamknąłem oczy, starając się zasnąć jak najszybciej, co udało mi się po kilku bezsennych nocach. Pod poduszką kitrała się moja ulubiona spluwa, z którą prawie nigdy się nie rozstawałem.
Nie dane mi było się wyspać, koło czwartej obudził mnie dźwięk otwieranych drzwi i kroków w moim pokoju. Odbezpieczyłem broń i czekałem na jakąkolwiek reakcję ze strony Kat, ale ona spała jak zabita. Odetchnąłem z ulgą, jeżeli się uda dziewczyna prześpi to co się tu zaraz odwali. Zajechało tu zgnilizną i metalicznym zapachem krwi.
- Wstawaj. - usłyszałem gburowaty ton, dźwięk odbezpieczanej broni zmusił mnie do szybszej reakcji niż była zamierzona. Wstałem, facet był może po trzydziestce ale wyglądał jak menel. Nakierował mnie na krzesło, ogarnąłem że mam usiąść. On sam podsunął sobie fotel i przyglądał mi się, kładąc broń na kolanach.
- Winchester. - uśmiechnął się, strzeliłem bitchface'a, zastanawiając się skąd zna moje nazwisko. - Dawno się nie widzieliśmy, nie pamiętasz mnie? - uśmiechnął się do mnie chłodno, kojarzyłem jego wyraz oczu - matowe i nie okazujące żadnych uczuć. Dopiero po paru minutach wszystko wskoczyło na swoje miejsce,  Trev. To ten chłopak, z którym zabiłem tamtego faceta. Ten tylko uśmiechnął się, widząc że ogarnąłem o co chodzi.
-  Trev...? - zapytałem, z niemałym zdziwieniem. On tylko skinął głową.  - Po cholerę jasną tu jesteś?
- Nie pamiętasz? - popatrzyłem na niego jak na idiotę. - Nie pamiętasz, jak wrobiłeś mnie w morderstwo? Jak razem polowaliśmy na demony, a ty pozostawiłeś mnie na pewną śmierć? - wciąż pytał i celował we mnie bronią. Odrzucił broń i zaciśniętą dłonią przywalił mi w szczękę, poleciałem do tyłu razem z krzesłem, poczułem metaliczny posmak krwi w moich ustach. Przetarłem rękawem usta i pozbierałem się.
- A miałem ciekawego sprzymierzeńca. - uśmiechnąłem się, odwzajemniając się podobnym uderzeniem, jednak zamiast w szczękę uderzyłem w jego łuk brwiowy. Polała się krew, Trev nie interesował się tym za bardzo.

-Znowu Cię zostawił i pojechał polować? - kojący głos kumpla spowodował że mimowolnie uśmiechnąłem się. Trzymał w rękach  piłkę do nogi.
- Chcesz pograć? - zapytał, skinąłem głową i podniosłem się z jego łóżka.

- Stul pysk Sam! - podniósł głos, spojrzałem na Katrins, która tylko niespokojnie wierciła się na łóżku. Obraz urwał się w momencie gdy dostałem w skroń od Treva, nie wyszedł z wprawy w walce wręcz. Gorąca krew ciekła mi po brodzie, Trev strzelił w lampę, równocześnie budząc dziewczynę i wychodząc. Jęknąłem cicho, gdy na kilka sekund odzyskałem przytomność, ale zaraz potem film znowu się urwał.



Katt? :> Wypacz, plz ;_; nie miałam pomysłu cx Zajmiesz się Sammy'm? Bo Shadzix nie ma pomysłu to masakruje Sama

od Katrins cd. Sama

Wsiedliśmy do jego samochodu i pojechaliśmy do zniszczonego domu. Spojrzałam na niego i nie wiedzieć czemu, lecz... zapadł się. Wysiadłam szybko z auta i pobiegłam w jego stronę. Były już tam gruzy. Chłopak znalazł się obok mnie.
- Teraz nie mamy gdzie nocować... - Powiedziałam cicho. Chłopak złapał mnie za rękę i zaprowadził do samochodu, którym pojechaliśmy do hotelu, w którym on nocuje. Eh... Tylko jedno ale nie ma nic na przebranie. Dojechaliśmy na miejsce i poszliśmy do pokoju hotelowego. Kiedy tam weszliśmy usiadłam na krześle i przytuliłam swoje nogi do siebie. Nie wiedziałam co mam robić. Eh chyba będę musiała poszukać jakieś mieszkanie. Tylko gdzie? Siedziałam dalej, a chłopak? Nagle zniknął. Nie wiedziałam gdzie on jest.
- Sam? - Szukałam wzrokiem gdzie on jest. Nie było go w pokoju. Eh jestem teraz sama. Co mam robić? Tłumaczył mi czym jest miłość i to ja teraz odczuwam to samo? Spojrzałam za okno. Był piękny widok. Dlaczego tutaj jestem skoro jestem upadłą, a on łowcą? To jest nierealne! Nie powinno tego być! Czy ja coś do niego czuję? Byłam dość senna, więc udałam się do łazienki i poszłam się przebrać w piżamę, która składała się z bielizny. Wyszłam z łazienki i nagle ujrzałam chłopaka. Zarumieniłam się i byłam zawstydzona. Szybko weszłam pod kołdrę i tam się ukryłam. Nie patrząc już na chłopaka. Dalej miałam rumieniec na twarzy. Czemu teraz wszedł? Czemu!? Dalej byłam ukryta.
- Kat... jakby co ja będę spać na kanapie... - Pokazałam kciuk w górę i powoli zasypiałam. Szybko dość.

Sam...?

od Sama cd. Katriny

Głos dziewczyny wyrwał mnie z rozmyślań. Wciąż jednak nie odwróciłem się do niej.
 - Sammy...? - Przerwała na chwilę. - Nie chciałam byś to zobaczył, lecz po co mnie szukałeś? - Jej kroki rozbrzmiały na brukowanym moście.
- Nie podchodź... Powiedz prawdę kim jesteś?... - powiedziałem, starając się zachować neutralny ton, ale smutek i tak rozbrzmiał w mojej wypowiedzi. Kat z lekkim wahaniem w głosie odpowiedziała. Spodziewałem się takiej odpowiedzi, ale i tak poczułem się... zawiedziony? Można to tak określić. Przymknąłem oczy i postarałem się opanować. Spojrzałem na dziewczynę, która najprawdopodobniej chciała się odwrócić i odbiec byle dalej ode mnie.
- Jesteś łowcą...? - zapytała cicho, w jej głosie rozbrzmiewało coś na wzór niemej "modlitwy". Delikatnie przytaknąłem, wiedząc że dziewczyna mnie znienawidzi. Zamrugała kilka razy, jakby nie wiedząc co robić. Sięgnęła do pasa po broń, westchnąłem.  Kat odwróciła się, w jej oczach błysnęło przerażenie. Nim zorientowałem się co robię, złapałem czarnowłosą za rękę. Jej dłoń była zimna, ale i tak uśmiechnąłem się delikatnie do niej, nie chcąc jej przestraszyć. Popatrzyła na mnie, wciąż stałem w miejscu i trzymałem ją za rękę.
- Katrins... -  szepnąłem, delektując się brzmieniem tego imienia i równocześnie nie wiedząc co powiedzieć.
- Co jest? - popatrzyła na mnie, błękit jej oczu tak cudownie wpasował się w całą resztę, można wpatrywać się w jej tęczówki godzinami. Patrząc w jej oczy, zauważyłem niewielkie migocące punkty.
- Gwiazdy odbijają się w twoich oczach. - szepnąłem, delikatnie gładząc jej dłoń. - Wiedziałaś że tęsknią? - zapytałem, uśmiechając się do niej ciepło. Jej twarz skąpana była w zimnych promieniach jesiennego słońca, które pomimo chłodu delikatnie padało na jej twarz. Jej rysy były teraz delikatne. Kąciki ust uniosły się w delikatnym uśmiechu, który jeszcze bardziej rozświetlił ten wizerunek. Objąłem ją i delikatnie przyciągnąłem do siebie, jej włosy pachniały szamponem. Mimowolnie się uśmiechnąłem, czując jak ona sama mnie obejmuje. Po paru minutach odsunęła się ode mnie i spojrzała zdziwiona, siadając na murku i spuszczając nogi w dół. Zrobiłem to samo, wpatrując się w jej oczy z uśmiechem. Gwiazdy i błękit jej oczu tak idealnie do siebie pasowały.
- Co... co ja czuję?  - zapytała, jak niewinna dziewczynka pytająca czy może kupić sobie lizaka. Spojrzałem na nią lekko zdziwiony, ale po chwili zrozumiałem o co jej chodzi. Ona nie wie nic o uczuciach. Spojrzałem na zegarek, 20.43. Do głowy wpadł mi pewien pomysł.
- Chodź za mną. - zszedłem z chłodnego murka i poczekałem na Kat przy moim aucie, czarnowłosa szła lekko spięta i zniesmaczona. Otworzyłem jej drzwi i zamknąłem za nią, usiadłem na miejscu kierowcy i włożyłem kluczyk do stacyjki, przekręcając go. Wykręciłem sprawnie i wyjechałem na normalną drogę, w radiu leciało Linkin Park. Nie zmieniłem muzyki, nie znając gustu dziewczyny.
Dojechaliśmy po niecałych dwudziestu minutach na parking restauracji. Wysiadłem z auta i czekałem aż ona wysiądzie, samemu montując coś przy broni. Wpakowałem do kieszeni pistolet i nóż, do przedniej kieszeni włożyłem portfel. Kat stała z tyłu i przyglądała mi się z zainteresowaniem. Zamknąłem drzwi i poprowadziłem ją do wejścia, od razu przy drzwiach przywitał nas facio w garniturku i trzymający karty dań w ręce. Podał nam dwie i nakierował na stolik, ubliżając nam że szło stracić chęci na zjedzenie tu czegokolwiek. Usiedliśmy, mężczyzna odsunął Kat krzesło i zapalił świeczkę. Do niewielkiego dzbanuszka włożył dwie róże, spaliłem gościa wzrokiem, zapowiedział  że przyjdzie odebrać zamówienie i poszedł ubliżać innym. Kat wybrała jedzenie, ja zdecydowałem się jedynie  na kawę i ciasto. Ten sam facet co wcześniej przyszedł odebrać zamówienie. Odetchnąłem z ulgą gdy sobie poszedł.
- Kat... - zacząłem, nie wiedząc co powiedzieć dalej. - Uczucia są trudne do opisania, możesz kogoś szczerze nienawidzić. Albo... - przerwałem - kochać. Możesz też być neutralna i po prostu kogoś lubić. - wytłumaczyłem pospiesznie, w mojej wypowiedzi przewinęło się kilka słów jak "całować" czy "smutek", najbardziej jednak zdziwiła się, gdy powiedziałem o kłamstwach.
- To znaczy, że nie mówisz komuś prawdy o tym że na przykład... - szukałem odpowiedniego wytłumaczenia. - mówisz komuś że go lubisz, ale tak naprawdę życzysz mu śmierci.
- Wspominałeś o uczuciach podczas pocałunku... - zagaiła, spojrzałem na nią znad mojej kawy.
- Całujesz osoby które... lubisz. - jej mina wskazywała na to, że się zastanawia. Dotarło do mnie, że równie dobrze mogła tworzyć listę osób które miała pocałować, a na pewno nie będzie ona długa. - Nie, nie w ten sposób. W ten szczególny, czyli całujesz tę osoby.. osobę którą kochasz. - powiedziałem i pociągnąłem łyk kawy. Rozmawialiśmy dosyć długo, nasze dialogi przerwał kelner który przyniósł danie dziewczyny. Popatrzyła na mnie, jakby nie wiedząc czy jeść. Zachęciłem ją gestem i skupiłem się na swoim cieście. Gdy zjedliśmy, puściłem dziewczynę przodem a samemu zabrałem różę z dzbanka, tą która idealnie pasowała do jej ust, które wyjątkowo nie były mocno pomalowane. Katrins opierała się  o auto, z rękami włożonymi do kieszeni.
- To dla Ciebie, że wciąż trzymasz mnie przy życiu. - uśmiechnąłem się i wręczyłem jej róże, spojrzała na nią ze zdziwieniem. Wyciągnęła pistolet, który najwidoczniej przez cały czas towarzyszył jej. Zrobiłem lekkiego zeza by zobaczyć gdzie celuje, zaraz potem dziewczyna zaczęła się śmiać.
- Żałuj że nie widziałeś własnej miny! - wydyszała, w przerwie od śmiechu. Mimowolnie też zacząłem się śmiać.
- Proponowałbym wrócić do Ciebie na noc, póki nic ciekawszego nie znajdziemy. - powiedziałem, starając się nie udusić. Czekałem na aprobatę dziewczyny, lub też dezaprobatę.


Katt? :>

czwartek, 16 listopada 2017

od Katrins cd. Sama

- Sammy...? - Powiedziałam do niego, lecz był skierowany do mnie tyłem. - Nie chciałam byś to zobaczył, lecz po co mnie szukałeś?
Chłopak się nie odezwał. Podeszłam do niego, lecz..
- Nie podchodź... Powiedz prawdę kim jesteś?... - Mogłam usłyszeć jego smutny ton głosu?
- Jestem upadłą... Niegdyś anioł, który został strącany na upadłego...
Nie patrzyłam na chłopaka z lekka bałam się jego spojrzenia, lecz nigdy mi się to nie przydarzało. Co to jest za uczucie?
- Jesteś potworem? - Zapytał patrząc na mnie. - Dlaczego zabiłaś tą kobietę?
- Powód był jeden. Ona pomagała przy zamordowaniu moich rodziców! To była zemsta, lecz jest jeszcze więcej osób...
Nie patrzyłam na niego, lecz czułam jego wzrok na sobie. Chciałam się odwrócić, lecz coś się stało dziwnego nie mogłam jak. Dlaczego? Co się ze mną dzieje? Nie wiedziałam nawet. Próbowałam znaleźć jakieś wyjaśnienie, lecz nie było nawet. Spojrzałam na niego.
- Jesteś łowcą? ... - Powiedziałam cicho.
Chłopak przytaknął, a ja miałam przerażenie w oczach. Nie powinnam mieć znajomego łowcę! Odwróciłam się i chciałam uciec, lecz on mnie złapał za rękę. Spojrzałam na niego, a on tak stał. Nie chce umierać to na pewno! Nie wiedziałam co chłopak zamierza zrobić. Dalej tak stał i trzymał mocno moją dłoń. Jakby nie chciał bym uciekła. Tylko dla czego?
- Katrins... - Powiedział dość cicho.
- Co jest? - Spojrzałam na niego.
Nie wiedziałam co on chce. Chce mnie tutaj zabić, lecz dziwnie się czułam... Jakbym coś do niego czuła? Tylko on jest łowcą, a ja Upadłą!
Sammy?

od Sama cd. Katrins

Dziewczyna patrzyła na mnie, w jej oczach mieniły się mieszane uczucia, wpierw zdziwienie, może odrobina ciepła ale potem znowu straciły ten blask, którym lśnią gdy się uśmiecha, znowu były zirytowane.
- Po co tutaj dalej jesteś?
- Powiedziałem... Chciałem naprawić naszą znajomość...
- I myślisz, że tobie się to uda?
- Chyba tak...
Dziewczyna wstała i zabrała ubrania. Skierowała się w stronę łazienki by przebrać się z piżamy na jakieś normalne ciuchy. Dziewczynie zeszło trochę z łazienki, ale wyszła ogarnięta a jej oczy nie były już zaczerwienione od płaczu.
- Możesz po coś dla mnie pójść? - zapytała, przytaknąłem. - załatwiłbyś mi proszę kawę z dołu? - uśmiechnęła się delikatnie i poinstruowała dokładnie jak mam ją zaparzyć. Spojrzałem na nią, jakby właśnie oznajmiła mi że trzyma latającego szopa w kuchni. - Oh, zapomniałabym! Na rogu jest pyszna cukiernia, gdzie mają super ciasto, kupiłbyś mi? - zapytała, skinąłem głową i wyszedłem z jej pokoju, kierując się w stronę wspomnianego sklepu. Podróż na piechotę zajęła mi dobre piętnaście minut w jedną stronę, starsza kobieta zapakowała ciasto i pożegnała się ze mną. Ponarzekałem trochę na nią pod nosem, po dosyć drogie to ciasto miała. Westchnąłem i wróciłem do hotelu, zaparzyłem dziewczynie kawę i poszedłem na górę. Otworzyłem z trudem drzwi. Szukałem wzrokiem czarnowłosej wzrokiem, ale nigdzie jej nie było. Torba z rzeczami zniknęła.
- Japierdole. - zakląłem, odkładając ciasto i kawę na stolik. Zszedłem na dół do mojego pokoju i zabrałem plecak z podstawowym wyposażeniem i ciuchami, w razie czego. Włożyłem rękę do kieszeni, w poszukiwaniu kluczyk które znajdowały się tam od dłuższego czasu. Na parkingu otworzyłem auto i wrzuciłem sprzęt na tylne siedzenie, samemu siadając z przodu. Czekałem aż auto zapali, stało kilka dobrych dni wiec nieco się zastało. Wyjechałem z parkingu, zastanawiając się gdzie pojechała Kat. Jedyne miejsce, jakie mogło wydawać się tym odpowiednim do jej stałego miejsca zamieszkania wydawał się nieco przestarzały dom, z nieskoszoną trawą i syfem walającym się na podjeździe. Zaparkowałem parę metrów dalej i odbezpieczyłem pistolet, drzwi były otwarte więc domyśliłem się że trafiłem dobrze. Wszedłem do domu i rozejrzałem się, na meblach było nieco kurzu ale dom wyglądał na zadbany. Starałem się przemieszczać jak najciszej, gdyby jednak to nie był ten budynek to mam nieźle przejebane. Z piwnicy dobiegł mnie stłumiony krzyk jakiejś kobiety, obróciłem się gwałtownie. Mógłbym przysiąc, że słyszałem też głos Kat, albo mi się przesłyszało. Odetchnąłem głęboko i skierowałem się w stronę drzwi, które najpewniej prowadziły do piwnicy. Moja intuicja zawiodła i trafiłem do schowka, gdzie zamiast typowych rzeczy które powinny się tam znajdować, było kilka różnych rodzajów noży i innych broni. Kolejne drzwi prowadziły do piwnicy. Zduszony krzyk i nagła cisza spowodowały że zacząłem się zastanawiać, czy dobrze trafiłem oraz czy Kat na pewno jest "tylko człowiekiem". Zszedłem na dół i ujrzałem to, czego najbardziej się obawiałem. Czarnowłosą, która ze spokojem wyciągała nóż z ciała martwej kobiety i uśmiechała się do siebie. Momentalnie mnie wmurowało, nie tego się po niej spodziewałem. Powinienem czuć cokolwiek, powinienem czuć zawód, smutek czy po prostu wściekłość że dziewczyna mnie oszukała. Ale nie czułem nic. Jakby wszystkie możliwe emocje nagle przestały istnieć. Wpatrywałem się  w nią, szukając odpowiednich słów. Ona tylko wytarła nóż w ścierkę i przelała krew kobiety do słoika.
Odczuwałem zawód, bo zaufałem dziewczynie. Potraktowałem ją jak siostrę i uratowałem tyłek, a ta odwdzięcza się morderstwem.
- Jak ty ukryjesz się przed policją...? - zapytałem cicho, ta tylko wzruszyła ramionami i odwiązała bezwładne ciało kobiety od stołka i przeniosła je do pustej części wielkiej piwnicy. Śledziłem ją wzrokiem, patrząc tępo na to co robi. Nie miałem bladego pomysłu, jak zareagować.
Zabezpieczyłem broń i schowałem ją do tylnej kieszeni.
- Nie mam zamiaru walczyć, Kat. - powiedziałem, dziewczyna spojrzała na mnie, w jej oczach zaczęło malować się przerażenie. - Chciałem... chciałem tylko prze...- urwałem w połowie zdania i zamilkłem, wiedząc że do dziewczyny nic nie dotrze.
- Jeżeli... chcesz cokolwiek, jestem przy moście. Ogarniesz który. - powiedziałem bez żadnych emocji, wyszedłem z piwnicy czując na swoim karku mrożące spojrzenie dziewczyny. Otworzyłem auto i rzuciłem srebrny pistolet na tylne siedzenie, podjechałem swoim tymczasowym autem pod najbliższe miejsce przy moście, jednak na tyle daleko by nikt nie pomyślał że jestem jakimś chorym pojebem czy samobójcą. Usiadłem na murku i wlepiłem wzrok w wodę, w której odbijało się wieczorne słońce. Jak gdyby nigdy nic, po prostu siedziałem.
To niemożliwe. Nie ktoś taki jak Kat. Pomyślałem, przypominając sobie z jaką delikatnością otarłem łzy dziewczyny, jak bardzo było mi jej żal.  Nie w takim momencie. Nasza znajomość nie mogła rozpocząć się gorzej, a spodziewałem się że to jest jej koniec. Nie chciałem do tego doprowadzić. Nie mogłem. Katrins. Nawet w mojej głowie jej imię było cudowne. Wspominając to, jak pocieszałem dziewczynę przypomniał mi się zapach jej cudownych perfum, których najwidoczniej używała.
Nie dopuszczałem do siebie myśli że ktoś taki jak ona mógłby mi się spodobać. To pewnie tylko troska. To musi być troska.
- Sammy...?


Kat? B)

od Katrins cd. Sama

Co on tutaj robi? Dlaczego był dalej w pokoju? Nie wiedząc czemu ale oczy mnie strasznie piekły od wczorajszego płaczu. Spojrzałam dalej na niego, a on na mnie.
- Po co tutaj dalej jesteś?
- Powiedziałem... Chciałem naprawić naszą znajomość...
- I myślisz, że tobie się to uda?
- Chyba tak...
Wstałam i zabrałam swoje już nowe ubrania. Udałam się w stronę łazienki by się przebrać. Kiedy się znajdowałam w pomieszczeniu i się przebrałam rozmyślałam jak uciec by mnie nie znalazł znowu. No w dodatku muszę iść na łowy by zabić kogoś. Może ucieknę jak on pójdzie już? Może mu powiem by udał się po coś ważnego dla mnie? Dobry pomysł! Wyszłam z łazienki.
- Możesz po coś dla mnie pójść? - Spytałam się.
- Jasne tylko co?
Powiedziałam o co chodzi. Na pewno mu to zajmie. Kiedy chłopak wyszedł ja zaczęłam się pakować by uciec. Po jakimś czasie spakowałam się i wyszłam z pokoju hotelowego. Na pewno nie wróci.
* Parę godzin później.*
Znajdowałam się już w nowym miejscu. To był niegdyś mój dom... Dawno mnie nie było w nim. Tęskniłam za tym miejscem. Poszłam zobaczyć czy coś dalej w nim jest. Powiem tak... Dalej są moje rzeczy! Bardzo się cieszyłam! Muszę jeszcze zobaczyć czy jedna ofiara w piwnicy żyje czy wykitowała. Udałam się w stronę piwnicy. No na moje szczęście żyje dalej. Podeszłam do niej. Kopnęłam dość mocno w brzuch tej kobiety. Tak moja ofiara to kobieta.
- No i jak tam było bezemnie? Tęskniłaś? - Powiedziałam morderczym tonem.
Niestety ona chciała coś powiedzieć, lecz chusta na jej ustach jej to nie pozwalała. Dobrze, że Sama nie ma tutaj bo już by podejrzewał kim jestem. Nagle usłyszałam jakby ktoś wszedł do mojego domu. Kurna, a jeśli to ten chłopak? Dobra szybko zabrałam nóż do ręki i wbiłam w serce ofiary.

Sam? :3 czy to ty wbiłeś do domu?

środa, 15 listopada 2017

od Sama cd. Katrins

Kat zdziwiła się lekko, chociaż na jej ustach zaczął błąkać się delikatny uśmiech.
- Mogę przyjąć tę kwiaty, lecz dalej jestem za to co zrobiłeś.
- Dlatego chciałem to naprawić... Mogę wejść? - zapytałem, nieco speszony reakcją czarnowłosej. Zgodziła się jednak i wpuściła mnie do jej pokoju. Przyglądała się mi z irytacją, nie wydaje mi się żebyśmy się polubili ale warto próbować. Nie zwracałem uwagi na detale w jej pomieszczeniu, wyglądało jak każde inne w tym hotelu. Oczy Kat wlepione były w jeden punkt, który znajdował się gdzieś na stole, ale wciąż nie mogłem się domyślić o co chodzi.
- Dobra co chcesz? Tylko przeprosić czy coś jeszcze? - Spojrzała na mnie, w jej oczach znowu malowało się zirytowanie. Chciałem przeprosić i szczerze porozmawiać. Omal tego nie powiedziałem, jednak udało mi się trzymać język za zębami.
- Mówiłem chcę naprawić naszą początkową znajomość.
- Tak? Więc co chcesz zrobić? - wciąż spoglądała na mnie, gwałtownie ukryła coś za sobą. Błyśnięcie metalu za jej plecami mnie zdziwiło, czyżby była uzbrojona? Mój własny był w tylnej kieszeni spodni. Kat wyjęła nóż zza pleców i przyjęła postawę obronną. Uśmiechnąłem się do niej, szybkim ruchem powalając ją na łóżko i przytrzymując ją. Przyłożyłem broń do jej szyi, chcąc upewnić się w kilku sprawach.
- Jesteś demonem? - zapytałem, po wcześniejszym podniesieniu głosu. Nóż wylądował ponownie w kieszeni spodni.
- Jestem człowiekiem! - powiedziała łamiącym się głosem. - Zostaw mnie! -  w jej oczach zaczęły lśnić łzy, które wkrótce zaczęły spływać po jej delikatnych, bladych policzkach.
- Poddajesz się czy jak? - zapytałem, wciąż utrzymując chłodny ton, pomimo szczerego żalu i wściekłości na samego siebie, za to jakim debilem jestem. Wstałem i pomogłem jej wstać, usiadła na łóżku i ukryła twarz  w dłoniach, łkając. Poszedłem do kuchni i nalałem wody z butelki, dolewając też trochę święconej. Podałem jej szklankę z napojem i spojrzałem na dziewczynę zmartwionym wzrokiem. Nie chciałem doprowadzić jej do płaczu, zrobiło mi się jej żal. Usiadłem koło niej, spojrzała na mnie swoimi zaczerwienionymi od płaczu oczami, jej policzki wciąż zdobiły perłowe łzy. Westchnąłem cicho i otarłem delikatnie słone krople wody wypływające z jej błękitnych oczu. Popatrzyła na mnie zdziwiona, uśmiechając się lekko. Jej oddech powoli się uspokajał a łzy przestawały wypływać z oczu.
- Ciii... już dobrze. - szepnąłem, podnosząc rękę ale od razu cofnąłem ją i wróciłem do przyglądania się dziewczynie.  Popatrzyła na mnie zdziwiona i równocześnie zawstydzona, jej policzki zalały się rumieńcem. Chciałem ją przytulić, powiedzieć że będzie dobrze ale nie mogłem, Kat by mnie znienawidziła albo wbiła nóż w brzuch. Łkanie dziewczyny powoli cichło, wypiła całą szklankę wody i odstawiła ją na szafkę nocną. Zabrałem kubek i poszedłem nalać jej picia, zrobiłem też jej kanapkę. Pozwoliłem sobie zrobić kawy, usiadłem na fotelu i wpatrywałem się w Katrins, która speszona okryła się kołdrą i zamknęła oczy, zasypiając. Jej oddech zwolnił i znalazł kolejny rytm, odpowiadający jej organizmowi. Martwiłem się o nią, jak o siostrę a znałem ją dopiero paręnaście godzin.
Dochodził poranek, dziewczyna zaczęła się wiercić na łóżku i mrugać.
- Dzień dobry. - uśmiechnąłem się, siadając na łóżku naprzeciwko jej. Jej oczy wciąż były zaczerwienione od wczorajszego płaczu a powieki napuchnięte.


Kat? Sammy się zmartwił, no popacz B)

od Katrins cd. Sama

Kiedy przyszedł z kwiatami do pokoju hotelowego to nie wiedziałam co mam zrobić. Przyjąć czy jednak nie, lecz wiem, że muszę zmienić miejsce mojego pobytu. Eh dobra.
- Mogę przyjąć te kwiaty, lecz dalej jestem zła za to co zrobiłeś.
- Dlatego chciałem to naprawić... Mogę wejść? - Zapytał dość smutny.
Zgodziłam się by mógł wejść. Patrzyłam jak wchodził. Mom największym błędem było, że znajdował się nóż na stoliku, który był cały we krwi. Jeśli zobaczy to... To już po mnie... Nie może podejrzewać kim jestem! Ale na moje szczęście jeszcze nie zauważył. Nie może wiedzieć, że jestem upadłą to wtedy łowcy mnie zabiją... Patrzyłam w jednym punkcie przez chwilę.
- Dobra co chcesz? Tylko przeprosić czy coś jeszcze? - Patrzyłam na niego.
- Mówiłem chcę naprawić naszą początkową znajomość.
- Tak? Więc co chcesz zrobić? - Patrzyłam dalej na niego i ukryłam nóż.
Zaczął patrzeć na mnie i na nóż! No nie! Jeśli będzie podejrzewać kim jestem to po mnie.
W mgnieniu oka znalazłam się na łóżku, a przy mojej szyi. Otworzyłam oczy i patrzyłam na chłopaka, który był nademną. Co on robi?
- Gadaj kim jesteś! - Krzyknął chłopak. - Jesteś demonem?
- Jestem człowiekiem! - Okłamałam go. - Zostaw mnie!
Próbowałam się uwolnić, lecz nie udawało mi się. Dalej trzymał nóż przy mojej szyi. Ja nie chce umierać teraz! Nie chce! Po co go wpuściłam?! Po co? Eh chyba muszę pogodzić się ze śmiercią tak jak moi rodzice... Po moich policzkach leciały krople łez.
- Poddajesz się czy jak? - Powiedział dość strasznym tonem.
Ciekawe jak mam walczyć skoro jestem bezbronna!?

Sam? :C Tylko nie zabijaj!

Sha > Nie zabiję, spokojnie ^^

wtorek, 14 listopada 2017

od Sama cd. Katrins

Wciąż czekałem na odpowiedź dziewczyny. Aktualnie paliła mnie wzrokiem i nie wyglądała na zadowoloną z naszego dialogu.
 - Nie ważne jakie mam imię i tak nie podam! - warknęła, wciąż celując we mnie. Westchnąłem cicho, spoglądając na nią. Liczyłem jednak, że poda mi swoje imię.
- Dobra jestem Katrins. Tylko tyle tobie powiem. - powiedziała, spuszczając wzrok. Delikatnie uniosłem wargi w uśmiechu, może i się myliłem do niej, i nie jest taka wredna?
W mgnieniu oka Katrins porządnie uderzyła mnie w brzuch, powodując chwilową utratę oddechu. Dziewczyna poleciała sprintem przed siebie. Po odzyskaniu jako takiej świadomości że żyję i gdy mój oddech wrócił do normy, pobiegłem za dziewczyną. Nie chciałem wyjść na żadnego zboczeńca ani nic takiego, ale dziewczyna nie wyglądała na zorientowaną w okolicy. Nie planowałem mieć nikogo na sumieniu, przynajmniej nie tu. Dziewczyna biegła w miejsce gdzie ostatnio zaginął jeden z tutejszych, nawet gdyby nie było to związane z czymś nadnaturalnym, odruchowo chciałem ją powstrzymać przed popełnieniem "samobójstwa". Chwyciłem dziewczynę za tył bluzki, starając zrobić się do delikatnie. Ta obróciła się i spróbowała przywalić mi z pięści, ale wyszło z tego tyle, że oboje przewróciliśmy się. Liczyłem jednak, że nie spadnę na dziewczynę, ale los najwidoczniej mnie nie cierpi a znalezienie drugiej połówki chyba nie było mi w najbliższym czasie przeznaczone. Wylądowałem twarzą dokładnie na jej piersiach. Wstałem jak najszybciej, próbując otrzepać się z błota.
- Zboczeniec! - krzyknęła i przywaliła mi z liścia. Spojrzałem na nią zdziwiony, nawet nie przetarłem policzka. Teraz tylko modliłem się żeby nie pozwała mnie ani nic takiego. Propozycja odprowadzenia jej raczej skończyłaby się kolejnym uderzeniem w twarz. Zaczęła iść prędko w stronę hotelu, odprowadzałem ją wzrokiem tak długo jak mogłem i poszedłem za nią, zachowując bezpieczną odległość. Wcześniej nie zauważyłem kwiaciarni, która znajdowała się po drugiej stronie ulicy. Wszedłem i kupiłem błękitne kwiaty, licząc że uda mi się jakoś przebłagać Kat. Ekspedientka zaproponowała czekoladki, spojrzałem na nią ze zdziwieniem, zastanawiając się kto normalny trzyma w kwiaciarni czekoladę, zwłaszcza zapakowaną jak należy i  z czarną kokardą na górze. Podziękowałem i poszedłem do hotelu.
- Podobno zarejestrowała się tu jakaś Katrins. - rzuciłem prosto z mostu, patrząc na nieco otumanionego faceta, nie dziwiłem mu się, przecież dochodziła północ.
- Jest. - burknął, sprawdzając rejestr. - pokój 025, piąte drzwi po lewej.
- Dzięki. - odparłem i poszedłem we wskazanym kierunku. Przez kilka dobrych minut stałem przed drzwiami  i zastanawiałem się czy zapukać czy sobie darować. Bałem się, że obudzę dziewczynę, która jednak była nieźle wnerwiona i zapewne zestresowana. Na kartce szybko wypisałem numer pokoju, bo podanie numeru telefonu mogłaby uznać ze marną próbę podrywu. Zresztą te kwiatki i czekoladki też tak wyglądały. Przemogłem się i zapukałem w drzwi. Przez chwilę nikt nie przychodził i bałem się że pojechała ale wreszcie rozległ się szczęk zamka i drzwi otworzyła moja wcześniejsza czarnowłosa towarzyszka. Spojrzała na mnie wściekła, ubrana w piżamę i z włosami spiętymi w kok. Pomimo lekkiego nieogarnięcia wciąż wyglądała ładnie, jej oczy świdrowały mnie na wylot.
- Kat... - zacząłem, lekko speszony tym że stoję jak ostatni ciołek na korytarzu przepraszając zupełnie obcą mi dziewczynę. - Przepraszam, nie sądziłem że ta cała akcja tak wyjdzie. - wziąłem głęboki wdech. - Serio, przepraszam raz jeszcze. No i... pomyślałem że zaczniemy od początku tą znajomość, bo chyba nie wyszło. - wzruszyłem delikatnie ramionami i wręczyłem dziewczynie. - Mam nadzieję że Ci się spodobają. - uśmiechnąłem się i czekałem co zrobi. Podniosła jedną rękę, przygotowałem się na otrzymanie kolejny raz z liścia, ale nic takiego nie nastąpiło.


Katt? Miejmy nadzieję że to nie jest moje najkrótsze z możliwych opek xD

od Katrins cd. Sama

Cały czas obserwowałam co zrobi ten gościu. Po co mi się przedstawił? Tego nie wiem, lecz wiem, że kogoś zabił. Nie będę taka miła dla niego. Trzeba jakoś oszukać go. Szybko podbiegłam do niego i uderzyłam w jego brzuch. Może to uda się? Lecz się myliłam trzymał się dalej. Byłam zbyt blisko niego.
- No więc? Przedstawisz się może? - Patrzył na mnie. Czemu ma taki wzrok? Czemu!?
- Nie ważne jakie mam imię i tak nie podam! - Byłam agresywna dla niego.
Co mam teraz zrobić? Patrzyłam na niego. Może mu podam moje imię? Ale czy on nie jest jednym z ... łowców?! No to po mnie!
- Dobra jestem Katrins. Tylko tyle tobie powiem.
Nie wiedzieć czemu, lecz po jego minie mogłam wyczytać, że się mną zainteresował. Tak... Człowiek czy tam demon lub anioł zainteresowany Upadłą ślicznotką. Co mam teraz zrobić uciekać czy dalej w niego celować? Chyba wybieram pierwszą opcję i ucieknę do domu, którego... Nie mam za bardzo. Eh... Nie wiem gdzie jest... Dlatego po paru minutach zaczęłam uciekać przez ten las w stronę drogi i jakoś dobiec do pierwszego lepszego domu. Eh tylko co teraz! Nie ma w pobliżu żadnego domu! Wkopałam się. Sprawdzałam czy on nie biegł za mną. Niestety biegł! Co teraz?! Dalej uciekałam, lecz nagle on mnie złapał i przewróciłam się razem z nim. Kiedy znajdowałam się na ziemi mocno oberwałam w głowę, lecz chwila... czemu mam ciężar na moim piersiach? Czy on??? Spojrzałam i jego twarz znajdowała się w moich cyckach!
- Zboczeniec! - Krzyknęłam i przywaliłam mu z liścia.
Trzymałam się za swoje piersi i z lekka się rumieniłam. Czemu to się stało? Czemu wylądował mi na piersiach, a nie ryjem na beton? Czemu...

Sam??? .... ;-; czemu wylądowałeś mi na cyckach?


Sha > Przepraszam ja bardzo, to były tylko plany XD nie sądziłam że serio to napiszesz cx

poniedziałek, 13 listopada 2017

od Sama cd. Katrins

Ostrze, które przed chwilą znajdowało się w ciele mężczyzny zostało wyjęte a ja tylko uśmiechałem się, wycierając krew z twarzy. Duma,  w oczach mojego kumpla była ważniejsza. Podałem mu pistolet, a on odbezpieczył go, kierując go  w moją stronę. W pierwszej chwili serce podeszło mi do gardła, ale zaraz potem odwrócił się i wycelował w czarnowłosą dziewczynę, której tęczówki zlewały się z białkiem.

Wzdrygnąłem się na wspomnienie pierwszego zabójstwa, ojca jakiejś dziewczyny. Kumpel podawał go za Kitsune, nie wierzyłem mu, ale będąc idiotą zaufałem i skończyło się na zabójstwie najprawdopodobniej niewinnego człowieka. Westchnąłem i docisnąłem pedał gazu, zwiększając prędkość do 120km/h. Wkrótce miał być wschód słońca, a mi przydałby się jakiś odpoczynek. Na najbliższej stacji kupiłem kawę i cztery batony, przy kasie zdecydowałem że ze dwa energetyki nie zaszkodzą. Facet przy kasie patrzył na mnie jak na pojeba, zwłaszcza że w dłoni kurczowo ściskałem pistolet, który zabrałem ze sobą odruchowo. Zapłaciłem i wyszedłem, rzucając tym wszystkim na siedzenie pasażera. Za jakieś 200km był najbliższy hotel, a nie chciałem zasnąć za kierownicą. O tej porze na jezdni było nienaturalnie pusto. Włączyłem radio, licząc na coś co Dean uznaje za prawdziwą muzykę a mi to się zaczęło udzielać. Gdy rozbrzmiał znany kawałek "Highway to hell" droga stała się o wiele przyjemniejsza. Minęły niespełna dwie godziny, pierwszy szyld z reklamą hotelu miałem za sobą. Zjeżdżając z autostrady na zjazd do chwilowego miejsca mojego pobytu rozglądałem się wokoło. Zaparkowałem auto i wyjąłem co trzeba z bagażnika czarnego seata. Wykupiłem pokój i rozpakowałem się szybko, zastanawiając się czy jeżeli zasnę teraz, bardzo odbije się to na kolejnych nocach. Umyłem się i poszedłem spać, by jakkolwiek odpocząć po kilkunastogodzinnej podróży. Okryłem się kołdrą i zasnąłem, pomimo że był dopiero poranek.


~~~~

Jeżeli można obudzić się bardziej wybitym i niewyspanym niż ja, to trzeba mieć naprawdę przejabane. Zwlokłem się z łóżka, schodząc na jako taką kolacje, która o dziwo było podawana. Moje włosy stwierdziły że bycie nieopanowanym dziadostwem w godzinach wieczornych jest jak najbardziej możliwe. Westchnąłem i spróbowałem przeczesać je w jakikolwiek sposób dłonią, by nie wyglądały jak wylizane przez krowę. Zignorowałem niedopiętą koszulę i rozwiązane sznurówki w butach i odszukałem wzrokiem jadalnię. Na korytarzu minąłem dziewczynę, nie wiele młodszą ode mnie. Spojrzała na mnie jakbym był po ostrym melanżu i odpierdolił coś, czego nie powinienem. Kojarzyłem jej oczy, ale nie mogłem sobie za cholerę przypomnieć skąd. Odwróciłem się, odprowadzając ją wzrokiem. Obcisłe jeansy i bluzka pasowały do niej, jak i do figury. Gwizdnąłem cicho z podziwem. Czarne włosy z fioletowymi pasemkami zarzuciła na lewą stronę. Pchnąłem drzwi od jadalni i zabrałem się za odszukiwanie wzrokiem kawy i ciasta. Albo sałaty. Albo czegokolwiek, padło jednak na kawę i szarlotkę. Pochłonąłem swoją kolację w miarę szybko jak na porę wieczorną. Oddałem naczynia w odpowiednie miejsce i wyszedłem. Zawiązałem sznurówki w butach i poszedłem do pokoju, po pistolet i telefon. I nóż, w razie czego. Skierowałem się do wyjścia z budynku, aby rozruszać się po podróży. Niespiesznym krokiem szedłem w stronę pobliskiego lasu, gdzie w środku podobno znajdowały się zapierające dech w piersiach miejsca. Nie chciałem zapuszczać się dalej, niż podpowiada zdrowy rozsądek. Na dworze było jeszcze w miarę jasno, ale po przekroczeniu bariery drzew  było ciemniej. Przez prawie całą drogę miałem wrażenie że ktoś za mną idzie. Wyjąłem pistolet i odbezpieczyłem go, starając się zrobić to jak najciszej.
- Ani się waż. - usłyszałem wściekły głos, należący do przedstawicielki płci przeciwnej. Odwróciłem się, widząc teraz dokładniej twarz dziewczyny. To ta sama, co mijałem w hotelu. Jej oczy były jednym z elementów,  na których spoczął mój wzrok. No bo co za facet, jak nie patrzy na biust ani tyłek? Mimowolnie się uśmiechnąłem, kojarząc chłodne spojrzenie dziewczyny. W jej oczach zaczęły lśnić łzy, pomimo malującej się tam wściekłości. Gwałtownie wyjęła pistolet i wycelowała we mnie.
- Zamordowałeś go! To ty! - wydarła się dziewczyna. Spojrzałem na nią zdziwiony, nie wiedząc o co chodzi. - I nie mów mi kurwa, że nie wiesz o co Ci chodzi! - wciąż celowała we mnie pistoletem. Patrzyłem to na nią, to na broń, nie pomijając jej atrybutów. Spojrzałem na nią, nieco spokojniej.
- Niezbyt ciekawe rozpoczęcie znajomości. - powiedziałem, również celując w dziewczynę. - Wybacz, ale wolałbym porozmawiać inaczej. - uśmiechnąłem się, wiedząc że zachowuję się jak totalny idiota. Zabezpieczyłem broń i rzuciłem nią  na ścieżkę. Czarnowłosa śledziła wzrokiem moje ruchy, a ja jej.
- Wracając, może nie powinienem, bo widzę że darzysz mnie szczerą nienawiścią. - powiedziałem, aż nazbyt uroczyście. - Jestem Sam Winchester. - przedstawiłem się dziewczynie, która najwidoczniej marzyła bym spłonął ale w jej oczach widać było też nutę... zainteresowania? Wlepiałem wzrok w jej oczy, tak inne od wszystkich. Skrywających jakąś tajemnicę i przyciągających. Wprost zmuszały do spoglądania w nie. Podoba Ci się. Mojej własnej podświadomości chyba zaczęło coś odpierdalać, bo nie było to możliwe, by dziewczyna która właśnie próbowała mnie zabić, mi się spodobała. Przynajmniej nie teraz. Między nami zapadła dosyć niezręczna cisza.


Katriś? c:

niedziela, 12 listopada 2017

Katrins The La Warrior

Powitajmy Katrins!
Jeśli udajesz, że coś odczuwasz, to uczucie powoli zaczyna cię ogarniać. Jeśli uśmiechniesz się pomimo smutku, poczujesz się trochę weselej.
Katrins The La Warrior | 22 lata | Kobieta | Upadła

wtorek, 7 listopada 2017

od Sama cd. Samaela

Siedziałem do późnej nocy, przeglądając Internet. Dean spał już od dobrych dwóch godzin, zjadł ciasto i zasnął, nawet  nie trudząc się by zdjąć buty. Dochodziła pierwsza w nocy, a ja wciąż nie miałem nic. Westchnąłem cicho i zamknąłem jedną z wielu otwartych kart. Przetarłem oczy dłonią, czując jak bardzo zmęczony jestem. Kawa już dawno się skończyła, nie miałem nic ciekawego do roboty. Poszedłem się umyć, starałem się zrobić to jak najciszej, by nie obudzić brata. Po niecałych 10 minutach wyszedłem z łazienki i rzuciłem ciuchy na torbę. Wyłączyłem laptopa i położyłem się w łóżku, okrywając się kołdrą. Pomimo że przed chwilą morzył mnie sen, teraz za cholerę nie mogłem zasnąć. Wlepiałem zmęczone oczy w sufit, zastanawiając się jakby to było, gdyby nasze życie było... normalne? Po parunastu minutach darowałem sobie te rozmyślania, wiedząc że takie coś nigdy nie było i nie będzie możliwe. Czas mijał, a ja wciąż nie mogłem oddać się  objęcia morfeusza. Dean oddychał równomiernie i spokojnie. Przewróciłem się na bok i zamknąłem oczy, próbując jednak odespać te kilka nieprzespanych nocy. Zmęczenie jednak zmogło mnie po kolejnych dwóch godzinach krążenia wokoło pokoju i robienia pompek, byleby się czymś zająć. Nie dane było mi spać dłużej niż cztery godziny, przed szóstą obudził mnie alarm, którego zapomniałem wyłączyć wczoraj. Niechętnie wyszedłem z ciepłego posłania, jakim było łóżko i wyłączyłem to dziadostwo. Pierwsza rzecz, jaką zrobiłem od razu po ogarnięciu się, to sprawdzenie czy nie jakiejś nowej sprawy. Liczyłem że będę mógł odpocząć ale nagłówek na stronie głównej na to nie wskazywał. Westchnąłem i zacząłem czytać.

Dzisiaj o poranku została zgłoszona sprawa brutalnego morderstwa. W budynku została zamordowana kobieta w wieku 29 lat. Sprawca nie został ujęty. Przewijałem stronę, szukając czegoś co mogłoby nakierować mnie na coś nadnaturalnego. Morderstwo zostało przeprowadzone brutalnie i z premedytacją, o czym świadczy rozszarpana klatka piersiowa i ślady sznura na nadgarstkach. Ofiara miała nacięte powieki i wargi.

Napisałem na stoliku kartkę do Deana, który i tak będzie mieć na mnie wywalone i albo zajmie się inną sprawą, albo cały dzień będzie miał na to wywalone. Wsiadłem do wypożyczonego seata i włączyłem cięższy kawałek. Wyjechałem z parkingu i skierowałem się w stronę miejsca zbrodni. Policja przepuściła mnie, pomimo protestów gapiów. W kieszeni trzymałem odbezpieczoną broń, gdyby nasz morderca postanowił jednak tu zostać. Ciało kobiety zostało wyniesione, ale nie posprzątali reszty śladów. Klęknąłem, przyglądając się dokładniej śladom krwi. Ignorowałem wszelkie odgłosy z zewnątrz. Metaliczny i ostry zapach irytował, ale szło go znieść. Nigdzie nie było czuć siarki. Wstałem, rozglądając się po pokoju, panujący wokół półmrok skutecznie uskuteczniał mi zrobienie czegokolwiek dokładniej. Miałem wrażenie że kogoś zauważyłem, automatycznie ścisnąłem mocniej broń i wyjąłem ją z kieszeni. Jeżeli dojdzie do walki, nie będzie za przyjemnie. Nie sypiałem od kilku dni, a moje reakcje były mocno opóźnione. Jak na złość kopnąłem w stół, który magicznie znalazł się bliżej niż przewidywałem.
- Japierdole... - szepnąłem, spoglądając na jegomościa, który stał spięty i szykował się do wyjścia. Zastanawiało mnie, czy to morderca czy tylko przypadkowy gościu, który znalazł się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Żaden z nas nie miał zamiaru się wycofać, broń wciąż była odbezpieczona.
- Jesteś upoważniony żeby tu chodzić? - zapytałem, przyjmując poważny ton i wychodząc z zaciemnionego punktu w pokoju. Obcy spojrzał na mnie krótko i  obrócił się na pięcie, kierując się do wyjścia. Jego strata, jak nie chce pogadać "pokojowo". Nie miałem zbytnio ochoty wdawać się w jakieś rozległe dialogi.



Samael? Wiem, zepsułam w końcówkę ;_;

sobota, 4 listopada 2017

od Samaela

Z nadmierną ostrożnością przerzuciłem pożółkłą stronicę, próbując odczytać jej zawartość, jednak wyblakły atrament skutecznie uniemożliwił zrozumienie choćby pierwszego akapitu. Westchnąłem ciężko, gwałtownie odchylając się do tyłu, niemal przewracając się wraz z drewnianym krzesłem, które, jak zdążyłem się już przekonać, nie należało do szczególnie stabilnych.
- ChoIera...- rzuciłem pod nosem, powracając wzrokiem na piętrzącą się przede mną stertę dokumentów
Nienawidziłem tego, pałałem szczególnym rodzajem niechęci do wszelkiej papierkowej roboty, a świadomość, że nie mogę najzwyczajniej odpuścić, dobijała mnie jeszcze bardziej. Czasami nachodziła mnie myśl, po co robię to wszystko, jaki sens dostrzegam w kontynuowaniu bezowocnych poszukiwań, zabawie w pieprzonego Sherlocka, którego pozbawiono piątej klepki? Mimo tego nie potrafiłem zaniechać dalszych prób, przekopywania się przez wiekowe kartoteki, by znaleźć choćby wzmiankę o czymś, co tłumaczyłoby czternastoletni zanik pamięci, niespokojne reakcje rodziców, gdy po raz setny zadawałem dokładnie to samo pytanie. Co się wtedy stało? Przetarłem obolałe skronie, powracając do obszernej lektury.
~~~
Kompletnie straciłem poczucie czasu, świadomość tego, co działo się wokół. Najprawdopodobniej wciąż siedziałbym przy jednym ze zdecydowanie za niskich stolików, gdyby bibliotekarka nie postanowiła zamknąć swego królestwa, wyrzucając wszelkich pozostałych gości. Opuszczając ogrzewane lokum, zostałem niemal natychmiastowo zaatakowany przez strugi lodowatego powietrza, brutalnie przypominającego mi, jak kapryśna i zmienna potrafi być pogoda o tej porze roku.
Nie mogąc zdziałać wiele, nasunąłem na głowę kaptur czarnej bluzy, czym prędzej ruszając w stronę zaparkowanego nieopodal pojazdu. Nie mieszkałem daleko i na dobrą sprawę spokojnie dałbym radę wrócić pieszo, jednak po niespełna dwóch latach mieszkania w owym miejscu niejednokrotnie słyszałem, jak niebezpieczne potrafi być po zmierzchu. Nie doświadczyłem owych zjawisk na własnej skórze i wolałem zachować obecny stan rzeczy.
Maszyna ruszyła niemal natychmiastowo, a podmuchy wiatru wydały się jeszcze bardziej dokuczliwe, aniżeli kilka sekund temu. Przyśpieszyłem, napędzany wizją gorącej kąpieli, chwili odpoczynku po monotonnej zabawie w detektywa.
Zaledwie kilka minut później stałem pod drzwiami wiekowej kamienicy, sprawiającej wrażenie, jakby pochodziła jeszcze z czasów kamienia łupanego. Obskurna, pozbawiona właściwego pozostałym budynkom szyku i estetyki. Wszedłem do środka, pokonując każdy kolejny stopień najciszej, jak tylko potrafiłem. Ostatnią rzeczą, jakiej mi obecnie brakowało była grupa wściekłych sąsiadów, których, jak zwykli mówić, doprowadzam do szału swoim brakiem taktu i wyczucia. Kolejny minus owej posiadłości to z pewnością niewygłuszone ściany. Prawdziwy raj dla wszelkiego rodzaju plotkar, mogących dowiedzieć się wszystkiego o swych sąsiadach bez potrzeby ruszenia się z kanapy. Dziwnym trafem, pomimo tego, iż sąsiedzi spod dziesiątki nieszczególnie kryli się ze swym bogatym życiem seksualnym, to mnie przypinano łatkę zakłócacza ciszy nocnej i chodzącego problemu. Przysięgam, że kiedy wreszcie uzbieram odpowiednią sumę, moja noga więcej nie postanie w tej części miasta.
Wraz z chwilą, w której przekroczyłem próg mieszkania, do mych uszu dotarł drażniący odgłos policyjnej syreny i wyraźnie słyszalne podniesione głosy, których właścicieli nie byłem w stanie rozpoznać. Zignorowałem ów sygnał, uznając go za kolejne zgłoszenie dotyczące zbyt głośnego zachowania, co nie uchodziło za nowość w dzielnicy pełnej seniorów. Zatrzasnąłem za sobą drzwi, niemal biegnąc do sypialni, by choć na chwilę zmrużyć oczy. Sen pochłonął mnie niemal natychmiastowo.
~~~
Obudziłem się około ósmej, co w moim przypadku uchodziło za wynik aż nadto zadowalający. Doprowadzenie się do porządku również zajęło znacznie mniej, aniżeli kiedykolwiek wcześniej. Nie miałem pojęcia, czy uznać to za dobry znak, czy może omen nadchodzącego nieszczęścia- wolałem nie chwalić dnia przed zachodem słońca.
Skierowałem się ku wyjściu, niezbyt chętny na kolejne przeszukiwanie policyjnych dokumentów. Wsunąłem dłonie do kieszeni skórzanej kurtki, opuszczając budynek. Rozejrzałem się wokół, próbując przypomnieć sobie miejsce, w którym wczoraj z roztargnienia zostawiłem yamahę, lecz moją uwagę przykuło coś zupełnie innego. Policyjne taśmy rozciągnięte po drugiej stronie ulicy z pewnością nie zwiastowały niczego dobrego, a wrodzona ciekawość niemal natychmiastowo zmusiła mnie do przyjrzeniu się im z bliska, co okazało się mało przyjemnym widokiem. Plamy zaschniętej krwi i unoszący się wokół odór dały mi jasno do zrozumienia, że to, co wczoraj uznałem za błahostkę, przerodziło się w scenę rodem z kryminału, za którymi tak niezmiernie przepadałem. Kierowany bliżej nieokreślonymi odruchami przekroczyłem wyznaczoną granicę, wchodząc do środka otwartego na oścież budynku, w którym, jak szybko się okazało, nie byłem jedynym gościem. Ktoś ewidentnie klęczał w samym centrum salonu, jednak panujący wokół półmrok nie pozwolił na rozpoznaniu płci ów osobnika. Nie czułem potrzeby informowania o swojej obecności, zwłaszcza w sytuacjach takich jak ta, gdy teoretycznie nie powinno mnie tu w ogóle być. Postanowiłem zająć się własnymi oględzinami, ignorując niepożądane towarzystwo, po chichu licząc, iż to nie zabójca, który postanowił wrócić na miejsce zbrodni. Nie byłem w nastroju na żadne starcia fizyczne.

< Tajemniczy ktosiu?>

Samael Dralure

Powitajmy Samaela!
You can't drown your demons they know how to swim.
Samael Dralure | 25 lat | Chłopak | Skrytobójca

środa, 1 listopada 2017

od Sama cd. Karriny

Wyszedłem z  pokoju, kierując się na parking, gdzie czekała na mnie taksówka. Schowałem broń do torby, którą przerzuciłem szybko na ramię. Żółte auto stało na środku całego placu. Otworzyłem drzwi i wsiadłem, podając dokładny adres mojego celu. Facet spojrzał na mnie jak na debila, ale docisnął pedał gazu i wyjechał z parkingu. W aucie leciała jakaś śmietana, ale nie miałem zamiaru się odzywać, więc milczałem wpatrując się tępo w szybę.
- Co się panu stało w brew? - zapytał, próbując zagaić rozmowę. Przeniosłem wzrok z szyby na gościa.
- Dostałem przysłowiowy wpierdol. - warknąłem, mężczyzna popatrzył na mnie i zamilkł, zagryzając wargę. Znowu wróciłem do tępego patrzenia w szybę i mijające mnie obrazy. Godzinna podróż mijała nam w ciszy, wreszcie gościu zatrzymał się przed starym kościołem i popatrzył na mnie jak na jakiegoś fanatyka miejsc opuszczonych. Zapłaciłem i wysiadłem z auta, kierując się do drzwi i wyciągając broń z torby. Otworzyłem niepewnie drzwi, wszystko wyglądało na dosyć stare. Można stwierdzić że budynek został opuszczony jakieś 20 lat temu, leżała tam jeszcze otwarta Biblia. Powstrzymałem się od kichnięcia, gdy tumany kurzu wzbiły się w powietrze. No... co my tu mamy? Pomyślałem, rozglądając się za jakimiś śladami obecności stworzeń nadnaturalnych. Jedyne, co zwróciło moją uwagę to paląca się świeczka i zaschnięta krew na podłodze.  Spodziewałem się ducha, który zapewne za chwilę ukaże się i wnerwiony spróbuje mnie zabić. Odwróciłem się na pięcie, gdy nagły podmuch wiatru zgasił jako takie źródło  światła. Westchnąłem cicho i zmieniłem glocka na Ithacę, wypełnioną solą. Zaraz za mną stał ponury ksiądz, trzymający w dłoniach krzyż. Szeptał coś pod nosem, gdy tylko mnie ujrzał zirytował się. Będąc świadomym, że zaraz mu coś gorszego odwali, wystrzeliłem, celując w naszą zjawę. Ksiądz zniknął, zastanawiałem się czy znajdę tu jego zwłoki. Zszedłem do piwnicy, gdzie znajdowało się kilkanaście trumien ale żadna nie należała do Johna Stevensona. Czyli coś z tego miejsca musi należeć do niego, wyszedłem na górę rozglądając się czy nigdzie nasz przyjaciel się nie czai. Na zakrystii znajdowała się szafka z jego imieniem i nazwiskiem, kilka dat  było startych. Otworzyłem ją i ku mojemu rozczarowaniu była tam tylko zapisana kartka i różaniec. To drugie rzuciłem na stolik, liścik chwyciłem i zacząłem czytać.

Elizabeth, wiem że nie powinienem. Sam udzieliłem wam ślubu. Chciałbym, by było tak jak kiedyś, kiedy chodziliśmy do lasu zbierać grzyby i oglądaliśmy zachody słońca. Kolejna część tekstu była zamazana, westchnąłem cicho. Kocham Cię. Mam nadzieję że zrozumiesz.
Szczęścia na nowej drodze życia.
John Stevenson.

Położyłem kartkę koło różańca, usiadłem na krześle i przeczesałem włosy dłonią. Wychodzi na to że nasz duszek był nieszczęśliwie zakochany w jakiejś Elizabeth. Dół kartki był skropiony woskiem ze świecy. Ksiądz znowu dał się we znaki, tym razem nieco brutalniej. Jego postać zamrugała kilka razy i pojawił się tuż za mną, trzymając w rękach nóż, którym najprawdopodobniej zamordował swoją wybrankę serca. Broń podobno została stopiona i słuch o niej zaginął, więc nie wiedziałem jakim cudem znowu ją ma. Chwyciłem różaniec i zapalniczkę, która znalazła się w mojej kieszeni. Na twarzy ducha pojawiło się przerażenie, zmieszane ze zdziwieniem. Podpaliłem go, czując wyrzuty sumienia, jednak wierzyłem  a palenie czegoś takiego było znieważeniem tego wszystkiego. Chociaż bezczeszczenie grobów było większym grzechem, czułem się gorzej niż zwykle. Duch księdza zajął się ogniem, pomieszczenie zostało wypełnione krzykiem a po chwili wszystko ucichło. Ithacę zamieniłem na typową broń palną i wstałem powoli, kierując się do wyjścia. Powstrzymał mnie dźwięk odbezpieczanej broni i zimno przy mojej skroni. Japierdole.
- Kim jesteś? - usłyszałem stanowczy głos, wahałem się do kogo mógł należeć, ale wreszcie uznałem że należy do kobiety.
- Pewnie i tak mi nie uwierzysz. - roześmiałem się nerwowo, próbując przeciągnąć to jak najdłużej i zyskać na czasie. Dean powinien niedługo przyjechać, a nie chciałbym odwalić kity w opuszczonym kościele.
- Gadaj! - warknęła, dociskając broń do skroni i przesuwając palec na spust. Poczułem gwałtowny ścisk w żołądku.
- Sam Winchester. - mógłbym przysiąc, że na jej twarzy maluje się teraz niedowierzenie. - Uprzedzając pytanie, tak, Dean jest moim bratem. - odparłem równie chłodno i zgryźliwie. - Mogłabyś łaskawie odsunąć spluwę od mojej głowy? Nie fajnie się rozmawia pod presją, kiedy wiesz że twój mózg może skończyć na ścianie. - powiedziałem, czekając na reakcję dziewczyny.


Katrina?

dodać 20$

Karina O'Brien

Powitajmy Karinę!
Don't judge me. I was born to be awsome, not perfect.
Go for it. No matter how it ends, it was an experience
Karina O'Brien | 26 lat | Dziewczyna | Przyjaciel Proroka