sobota, 18 listopada 2017

od Savannah

Zamknęłam swoją teczkę z hukiem, potarłam zmęczone skronie po czym skierowałam wzrok na mojego małego syczącego przyjaciela. - Co się lampisz? - Mruknęłam sucho, na co wąż podniósł łebek patrząc na mnie. Tak rozmawianie z wężami to wspaniała sprawa, czyż nie? - Ehh nie patrz tak na mnie. - Dodałam po chwili, wstałam odciągając go nogą gdy miał sięgnąć do mojej miski w której znajdowała się resztka mojego kurczaka. Wytrzepałam się i skierowałam do kuchni, moje kroki cicho rozniosły się echem po moim małym mieszkaniu. Straciłam poczucie czasu zbierając informację na nowe zlecenie. Za oknem już swięciły gwiazdy na granatowym tle bezchmurnego nieba... Będę musiała jeszcze raz śledzić ofiarę, pokręciłam głową znów przybierając ten sam obojętny wyraz twarzy. Złapałam za kurtkę leżącą nieopodal całego burdelu w mojej kuchni, przydałoby się posprzątać... Ehh zrobię to jutro. Albo po jutrze... W całej przestrzeni mojego mieszkania rozległ się huk upadającej miski. OXYGEN! Wbiegłam do pokoju widząc w pełni radosnego węża dzierżącego dumnie w paszczy kurczaka. Rozglądał się na boki, jakby chciał pokazać jaki z niego drapieżnik alfa... - Nienażarty gad. - Mruknęłam kręcąc głową, odwróciłam się na pięcie rzucając mu ostatnie spojrzenie. - Wychodzę będę potem, jedzenie masz nie rozwal mieszkania. - Oznajmiłam łapiąc srebrną klamkę dębowych drzwi. Zeszłam po schodach klatki żwawo,  ówcześnie zakluczając drzwi. Pchnęłam duże drewniane drzwi, powiew wiatru rozkołysał moje włosy sprawiając ,że dostałam gęsiej skórki. Poprawiłam okulary przeciwsłoneczne idąc w głąb ciemnych uliczek, tutaj co wieczór punkt dwudziesta moja ofiara wychodzi z klubu. Kolejna udana podwyżka, hmm? Schowałam się za jednym z kontenerów. Postawny mężczyzna wyszedł z budynku, wraz z kilkoma innymi. Wszyscy rozbawieni, na kilometr waliło od nich alkoholem. Pokręciłam nosem zniesmaczona, nie przepadałam za takimi używkami. Bez bata powiem, piję energetyki więc święta nie jestem. Ja w ogóle świętością nie grzeszę. Mężczyźni skierowali się dalej, a ja ruszyłam w cieniu za nimi...
~~~
Kiedy oni w końcu się rozejdą. Zirytowana patrzyłam jak mężczyźni się w końcu się żegnają. Moja ofiara stała sama przy ścianie, wpatrywał się na wprost śmiejąc pod nosem. Czyżby był tak pijany? Strzał w dziesiątkę dla mnie... Moje kroki odbijały się echem po ulicy, światło lamp oświetlało jedynie pusty zakątek. Im bliżej byłam niego czułam wiekszą pustkę, lekko uśmiechnęłam się pod nosem... Odwrócił się plecami nie zauważając mnie. To był jego błąd... Mówią ,że atakowanie wroga bez jego wiedzy, jest tchórzostwem... Niestety nie dla mnie. 
~~~
Usłyszałam syreny policyjne, ktoś już musiał go widzieć. Cóż... Ja mam to co chciałam. A on raczej nic nie powie... ~ Bo już nadaję się do trumny. Możliwe ,że zbyt bestialsko to zrobiłam... Uśmiechnęłam się lekko pod nosem, odchylając głowę do tyłu. Kolejne zadanie skończone, kolejna ofiara nic nie piśnie. Ani słówka więcej. Poprawiłam kaptur, przypatrując się z daleka miejscu zbrodni, Uliczka była otoczona taśmą policyjną a wkoło roiło sie od funkcjonariuszy. Miałam już wracać do mojego mieszkania, gdy nagle moje spojrzenie skierowało się z innym...
 
Jakiś ktosiek chętny? ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz