piątek, 8 grudnia 2017

od Samanty cd. Deana

- Jestem Dean - przedstawił się pasażer impali.
- Sam - zrobiłam to samo.
W międzyczasie Dean zdążył naprawić prawdopodobną przyczynę całej tej sytuacji. Zamknął maskę samochodu.
- Powinno działać - oznajmił chłodno.
"Oby" przemknęło mi przez myśl. Bądź co bądź to Świnia i nigdy nie wiadomo kiedy i co się w niej zepsuje.
- Dzięki - odezwałam się z lekką niepewnością, bo doskonale widać było, że mężczyzna najchętniej by mnie zatłukł kluczem francuskim zamiast mi pomóc (a i to w wersji bardzo optymistycznej). - Jeszcze raz przepraszam.
- Nic się nie stało - odezwał się kierowca czarnego wozu. - A teraz wybacz, ale musimy już jechać - dodał, lekko popychając swojego towarzysza w stronę ich auta.
W odpowiedzi pokiwałam tylko głową i sama również wróciłam do samochodu. Usiadłam za kierownicą, ale przez chwilę zawahałam się przed odpaleniem silnika.
"Błagam, zadziałaj."
Przekręciłam kluczyk i prawie 250 koni mechanicznych powoli obudziło się do życia. "Oh gods... dzięki." pogłaskałam Świnię po kierownicy i odjechałam.
Reszta drogi do sklepu minęła w spokoju. Na szczęście. Weszłam do niedużego, wciąż jeszcze opustoszałego sklepu. Dzięki wczesnej porze udało mi się uniknąć slalomu między kupującymi w ciasnych alejkach oraz czekania w kolejce do kasy. To sprawiało, że proces kupowania jedzenia stawał się nawet znośny.
Szczęśliwa, że mam to za sobą wsadziłam zakupy do bagażnika Camaro, po czym ruszyłam w drogę powrotna do domu. Gdy tylko otworzyłam drzwi powitały mnie dwa merdające ogony. Odstawiłam zakupy na kuchenny blat i przywitałam się z psami. Uśmiechnęłam się, włączając radio i zaczęłam przygotowywać sobie śniadanie.

Dean?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz