wtorek, 19 grudnia 2017

od Meg

Nasienie szatana, jakim jest budzik w moim telefonie. Zakłócił on przepiękną ciszę w sypialni, a także mój sen. Wymruczałam serię przekleństw skierowaną do urządzenia i niechętnie się podniosłam. Po czym nastąpił standardowy poranny rytuał. Śniadanie, prysznic i przygotowanie do pracy. Spojrzałam na godzinę, była dopiero szósta rano. Wyszłam z domu, zamknęłam za sobą drzwi i ruszyłam do pracy. Nie chciało mi się iść na piechotę więc wybrałam komunikację miejską. Przejechałam trzy przystanki i w końcu wysiadłam dosłownie pod bramą. Poprawiłam torbę na ramieniu i przeszłam przez żelazne wrota. Oczywiście musiałam minąć strażnika, aby mi ją otworzył. Mijałam po drodze wybiegi z przeróżnymi gatunkami zwierząt. Tak pracowałam w zoo, a dokładnie byłam opiekunem i treserem dużych kotów. W biurze podpisałam listę obecności, po czym udałam się do szatni i tam przebrałam w spodnie moro i czarną bokserkę. Na ramiona zarzuciłam roboczą kurtkę, zabrałam wiadro mięsa i ruszyłam do moich ulubionych lwów. Miałam jeszcze trzy godziny do otwarcia więc nikogo tutaj nie było. Weszłam na wybieg moich podopiecznych. Rozejrzałam się jeszcze raz, aby mieć pewność, że nikt mnie nie widzi. Po czym zmieniłam się w lwicę. Stado powitało mnie bardzo radośnie. Spędziłam z nimi trochę czasu aż w końcu trzeba było zająć się pracą. Wróciłam do ludzkiej formy i zajęłam się robotą.
Po kilku godzinach zakończyłam pracę. Siedziałam w szatni i pakowałam do szafki ubrania. Miałam już wychodzić, kiedy przyszła kierowniczka.
- Witaj Meg. - Uśmiechnęła się dużo starsza ode mnie kobieta.
- Witam, stało się coś? - Alexis nigdy nie przychodziła tutaj bez powodu.
- Jest problem... William niestety wylądował w szpitalu ze złamaną nogą i nie może zająć się naszymi maleństwami.
- Przykro mi... Czyli mam się nimi zająć?
- Dokładnie. Kira i Sybir powinny być już gotowe. Aaron wszystko Ci opowie. Teraz muszę uciekać, do widzenia.
- Do widzenia. - Odpowiedziałam i zamknęłam szafkę. Teraz muszę zabrać pracę ze sobą. Westchnęłam cicho i wyszłam na zewnątrz. Tam już czekał na mnie chłopak o dwa lata starszy ode mnie oraz moi nowi podopieczni. Znajomy wytłumaczył mi, że samica została odebrana przemytnikom, a samca odrzuciła matka. Kucnęłam przy dwóch klatkach i moim oczom ukazała się młoda puma oraz lew. Uśmiechnęłam się do nich. Mimo tego, co przeszły nadal były ciekawe świata.
Pogadałam jeszcze chwilkę z chłopakiem. Dał mi stos kartek z informacjami o nowych pupilach. Później wszyscy załadowaliśmy się do auta i pojechaliśmy do mnie. Zajmowałam się już wcześniej dużymi kotami więc miałam dom przystosowany do ich pobytu tak samo, jak podwórko. Na miejscu chłopak pomógł mi przynieść wszystkie rzeczy do środka. Na końcu wnieśliśmy zwierzaki. Odstawiliśmy bezpiecznie transportery i otworzyliśmy je. Jako pierwsza wyszła dwumiesięczna lwica, samczyk trochę się ociągał. W końcu nabrał pewności i wyszedł. Kilka minut później zajęły się zabawą.
*** tydzień później ***
Nadszedł dzień, w którym mieliśmy odwiedzić miejscowy szpital dziecięcy. Kira i Sybir już się do mnie przyzwyczaiły, a nawet zaczęły mi niezwykle ufać. Zapakowałam do auta wszystkie niezbędne rzeczy oraz zwierzaki. Byliśmy na miejscu przed czasem więc młode miały chwilę, aby się przyzwyczaić. Założyłam im szelki i podpięłam smycze. O wyznaczonej porze rozpoczęłam prezentację zwierzaków. Poza mną przyjechała jeszcze jedna pracownica parku zoologicznego, Cassie. Przywiozła ze sobą sowę pójdźkę i młodego orła. Dzieciaki były szczęśliwe, a to chyba w tym wszystkim najważniejsze. Po zakończonym pokazie zaczęłam się zbierać, pracownicy szpitala pomogli mi zanieść rzeczy do samochodu. Ja szłam za kilka kroków za nimi z Kirą i Sybirem. Ludzie patrzyli się na mnie z ogromnym zainteresowaniem. W końcu nie każdego dnia widzi się dziewczynę z młodym lwem i kuguarem. Tym bardziej wychodzącą ze szpitala..

Ktoś? Coś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz