niedziela, 29 października 2017

Od Sama cd. Deana

Spojrzałem na brata nieobecnym wzrokiem.
- Dasz w ogóle radę iść? - zapytał, skinąłem nieznacznie głową i dotoczyłem się do czarnej Impali. Dean usiadł na miejscu kierowcy, podałem mu kluczyki a on zapalił auto i włączył światła. Wpatrywałem się tempo w szybę, ledwo kontaktując. Podał mi chusteczki a ja zacząłem wycierać sobie twarz z krwi i błota. Zacisnąłem zęby, gdy za mocno docisnąłem tkaninę do rany.
- Mam przynajmniej dobrą wiadomość - spojrzałem na niego ze zdziwieniem - zostało jeszcze twoje ciasto. - poruszył brwiami, uśmiechając się.  Westchnąłem z rozbawieniem, nie miałem nawet siły na roześmianie się. Dean sięgnął do radia i włączył jakże znaną mi muzykę - AC/DC.
- Tylko nie upapraj wszystkiego krwią. - powiedział z rozbawieniem. Wyjechaliśmy z miasta i powoli dojeżdżaliśmy do motelu.

**********

Niedługo potem znajdowaliśmy się przed naszym chwilowym miejscem zamieszkania. Starszy brat wygonił mnie do łazienki, żebym się ogarnął. Wpierw opłukałem twarz z całego syfu, krew i błoto ściekały wraz z wodą do umywalki. Umyłem się i założyłem czyste ciuchy. Wyjąłem byle jaki plaster z apteczki i  przykleiłem go na brew. Wyszedłem z łazienki i spotkałem się z duszącym się ze śmiechu Dean'em. Wtulił twarz w poduszkę by stłumić choć trochę śmiech. Spojrzałem na niego, strzelając bitchface'a.
 - O co ci chodzi? - zapytałem, czując się jak skończony idiota który nie wie ile to 2+2.
- Czy ty patrzyłeś, co na siebie przykle... zresztą  nieważne, nieważne... - przerwał i ponownie zaczął się dusić ze śmiechu. Usiadłem na swoim łóżku, kręcąc głową z uśmiechem. Po chwili też zacząłem się śmiać, chociaż sam nie wiedziałem czemu. Dean próbował się nie udusić i za każdym razem gdy na mnie patrzył, wstrząsała nim ponowna salwa śmiechu.
- Sammy, nie miałem pojęcia, że aż tak lubisz Kubusia Puchatka... wiesz, Kangurzyca i te sprawy... - pokręcił głową śmiejąc się. Przypomniała mi się ta bajka, w sumie to lubiłem ją, jak byłem mały. Jakakolwiek bajka była traktowana przeze mnie z wielką czcią.
- Zamknij się wreszciehuehuehuehu... - zakrztusiłem się, orientując się co mam na łuku brwiowym. Okryłem się kołdrą i zasnąłem, nie martwiąc się taką błahostką jak zdjęcie trampków czy chociażby przebranie ubrań na piżamę. Nim zdążyłem się zorientować nastał ranek. Dean obudził mnie, delikatnie jak na niego, ochlapując mnie wodą z mokrych jeszcze rąk. Otworzyłem oczy i rozejrzałem się po pokoju, siadając na łóżku.
 - Och, czy to już świt? Zaspaliśmy. - mruknąłem z ironią, przeczesując włosy palcami tak by nie leciały mi do oczu.
- Idź się szybko ogarnij. - stwierdził. - Na śniadanie jemy twój placek. - oznajmił z chytrym uśmiechem. Wykonałem jego polecenie, szykując się na mniejszą porcję śniadania, nie odpuści sobie dopieczenia mi i zjedzenia większej porcji ciasta. Zdjąłem plaster i pomiąłem go w palcach, wyrzucając do kosza. Spojrzałem z wyrzutem na wypiek i Deana.
 - No co? Ciesz się, że wczoraj zamiast jeść ciasto poszedłem ratować ci tyłek. I nie narzekaj. - burknął i wepchnął sobie ciasto do ust. Wzruszyłem ramionami i zjadłem swoją część.
Po zjedzonym śniadaniu skierowaliśmy się do Impali. Przez cały czas pytałem brata gdzie jedziemy,  a on za każdym razem odpowiadał mi podobnie. Wsiadł do auta, jak zwykle zajmując miejsce kierowcy. Nie oponowałem i usiadłem na miejscu pasażera. Dean z zadowoleniem wcisnął kluczyk do stacyjki. Włączył Metallicę i ruszył, cały czas patrzyłem na niego z niemym pytaniem. Oparłem głowę o szybę i wpatrywałem się w las.  Dojechaliśmy  na miejsce, wysiadłem zaraz po starszym bracie. Szedłem za nim potulnie, rozglądając się na wszystkie strony. Po niecałych kilku minutach zatrzymaliśmy się przed bramą do zoo. Spojrzałem na niego ze zdziwieniem, uśmiechając się.
- Naprawdę? Idziemy do zoo? - zapytałem, wciąż nie wierząc że w wieku 24 lat pierwszy raz w życiu pójdę do zoo. Z bratem.
- Najwyraźniej. - odparł krótko, Dean poszedł kupić bilety. Podał mi jeden, wciąż wpatrywałem się w bilet z lubością, zastanawiając się czy śnię. Pokręciłem głową rozbawiony, że taki mały gest sprawi tyle radości. Brat lustrował małą mapkę umieszoną po drugiej stronie biletu. Poszliśmy w prawo, rozglądałem się, spoglądając na rodziny z dziećmi, pary i starszych ludzi, cieszących się chwilą i dokarmiających zwierzęta. Zauważyłem że jakaś mała dziewczynka tuli klauna, który patrzył prosto na nas.
- Spójrz. - szepnąłem trącając Deana w ramię. - Klaun.
Przewrócił oczami ale spojrzał na to łażące dziadostwo. Gościu miał pomalowaną twarz, doczepiony nos i wypchany brzuch. No i witał się z każdym.
- To tylko klaun, który bawi dzieci. Pięciolatki się z niego śmieją, a ty się go boisz? - zapytał roześmiany, pokiwałem niepewnie głową. Skręciliśmy w lewo. Mijaliśmy różne jelenie, bażanty czy lisy. Patrzyłem na nie z uśmiechem, podziwiając to wszystko. Nigdy w życiu nie widziałem tylu egzotycznych zwierząt. Minęliśmy wybieg z żyrafami, potem zaś mijaliśmy krokodyle. Dean skierował nas w całkiem inną część zoo, gdzie były łosie.
- SPÓJRZ, TO TY! - powiedział, zatrzymując się przed wybiegiem tych zwierząt. Jeden z nich akurat podszedł bliżej. Wybuchnąłem śmiechem, nie mogąc dłużej się powstrzymywać. Dean patrzył na mnie przez chwilę, ale też zaczął się śmiać. Opanowałem się dopiero po kilku dobrych minutach, jakaś babcia zatrzymała się i spoglądała na nas ciepło, uśmiechnąłem się i spojrzałem na zwierzaka. Jego łopaty zdumiewały swoimi rozmiarami.
- Chodź na kawę i ciasto. - zaproponowałem, brat przyjął w moment. Sprawdziłem na mapce gdzie jest najbliższa kawiarnia, tam też skierowaliśmy nasze kroki. Podróż zajęła nam trochę ponad 10 minut, wybuchnąłem śmiechem, widząc wiewiórkę w logo kawiarni. Dean patrzył na mnie jakbym się najebał, ale miałem na to serdecznie wywalone. Sprawiało mi radość obserwowanie tego wszystkiego i.. i spędzanie czasu z bratem. Chłopak poszedł zająć miejsce a ja za ten czas zamówiłem dwa kawałki placka i kawy. Szukałem go wzrokiem wewnątrz budynku, a on z perfidnym uśmiechem siedział na zewnątrz. Wyszedłem, popychając drzwi nogą i kładąc na stoliku nasz posiłek. Zabrał większą porcję ciasta i ugryzł ją szybko. Popijałem kawę, spoglądając na to wszystko i uśmiechając się. Obróciłem się i sięgnąłem po mój kawałek placka, po zjedzeniu swojej porcji czekałem aż Dean zje. Chłopak uśmiechnął się wrednie, odwróciłem głowę. Zaraz za mną stał tamten facet-klaun. Myślałem że zejdę na zawał, zdążyłem opluć się kawą i zakrztusić napojem bogów. Gościu pomachał mi dłonią przed twarzą i uśmiechnął się. Spojrzałem błagalnie na brata, który próbował nie udusić się ze śmiechu, z chęcią bym teraz mu w tym przeszkodził. Uderzał dłonią  w stół, wydając odgłosy duszącej się foki.


Dean? c:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz