wtorek, 24 października 2017

od Sama cd. Deana

Usłyszałem jak Dean zaczyna egzorcyzmować rudowłosą. Wreszcie z ust dziewczyny wydobył się czarny dym, równocześnie darła się w niebogłosy. Po zakończeniu egzorcyzmu, usłyszałem jak mój brat szepcze pod nosem bardzo dobrze znane mi "Bitch". Ugryzłem się w język, by nie odpowiedzieć. Ruda upadła na podłogę, podszedłem do niej spokojnie i sprawdziłem puls. Z początku nie czułem nic, ale kilka sekund potem pod moimi palcami czuć było delikatne pulsy.
- Żyje. - oznajmiłem.
- Dzwoń po karetkę. - rozkazał Dean, rzucając się na łóżko - a potem idziemy do baru na ciasto. - pokręciłem głową, śmiejąc się i zabierając telefon do ręki. Usiadłem na przeciwko brata, w oczekiwaniu na karetkę, która przyjechała dosyć szybko. Zabrali dziewczynę i pojechali do najbliższego szpitala.
 - No, Sammy, idziemy na ciasto! - zawołał i klepnąłem mnie po plecach. Kaszlnąłem cicho. - Jak chcesz, to mogę zjeść za ciebie. - Dodał i wzruszył ramionami, mimowolnie się uśmiechnąłem i podążyłem za nim. Nie chciałem oddać mu swojej porcji, ja też nie pogardzę ciastem. Podążałem za nim do baru, nie zajęło nam to dużo czasu. Usiedliśmy przy pierwszym lepszym stoliku i oczekiwaliśmy aż przyjdzie kelnerka. Modliłem się w duchu, by nie była to jakaś laska, którą Dean pewnie będzie podrywać. Ucieszyłbym się nawet z jakiejś starej, zgrzybiałej baby, byleby tylko brat nie zrobił siary. Nie odezwałem się słowem, gdy Dean zamawiał. Po kilkunastu minutach otrzymaliśmy dwa zapakowane ciasta. Zapłaciliśmy i wróciliśmy do pokoju. Blondyn pokroił ciasto na kawałki i wziął je do łóżka, zjadając kawałek po drodze. Włączył radio, leciała znienawidzona przeze mnie piosenka Heat of the moment, autorstwa Asia. Dean rozłożył się na łóżku i wepchnął kolejny kawałek do ust. Spojrzałem na niego, unosząc brwi, dziwiąc się że chce mu się tego tyle jeść.
- Stary, proszę cię. Ciasta są awesome. - powiedział z pełnymi ustami, przy okazji wysypując trochę okruszków na siebie, strzepnął je niedbale dłonią. Wstałem kręcąc głową, gdy rozbrzmiał refren. Trzasnąłem za sobą drzwiami, usłyszałem jeszcze zdziwiony krzyk brata. Zignorowałem go i wyszedłem, nie wiedząc nawet gdzie. Włożyłem rękę do kieszeni, w poszukiwaniu kluczyków ale nigdzie ich nie znalazłem. Dean zabiłby mnie, jakbym wziął Impalę i gdzieś pojechał. Postanowiłem sprawdzić jeszcze kieszeń kurtki, tym razem poczułem kluczyki auta. Otworzyłem drzwi i włożyłem odpowiedni kluczyk do stacyjki, docisnąłem gazu i wyjechałem z parkingu, kierując się w stronę miasta. Włączyłem płytę, celując w AC/DC. Highway to hell zabrzmiało w aucie, pozwoliłem sobie jechać szybciej niż jest to dozwolone. Na skrzyżowaniu zwolniłem i skręciłem w prawo, dojeżdżając do upragnionego celu. Kupiłem kawę, żeby nie było że szlajałem się po pubach czy innych takich. Pojechałem dalej, zainteresowała mnie akcja, jaka odwalała się w jednym z ciemnych zaułków. Dwóch facetów walczyło ze sobą, ten wyższy miał widoczną przewagę i był uzbrojony. Udałem, że skręcam w tamtą stronę, tylko po to, by zobaczyć jak wygląda sytuacja. Niższy krwawił i słaniał się na nogach, jego napastnik krzyczał coś do niego, odwrócił się w stronę czarnej Impali i uśmiechnął krzywo. Jego oczy nie wyróżniały się niczym szczególnym.
- Nie lepiej byłoby, jakby pojedynek był wyrównany? - zapytałem, wysiadając z auta. Mężczyźni spojrzeli na mnie  z niemałym zdziwieniem. Uśmiechnąłem się i zacisnąłem dłonie w pięści, przygotowując się na nieunikniony atak ze strony tego uzbrojonego. Ranny chłopak, z tego co zauważyłem zdążył uciec. Facet przewyższał mnie wagą i wiekiem. Zamachnął się, celując w mój nos. Cofnąłem się, omal nie zaliczając przysłowiowej gleby, przez poślizgnięcie się na kałuży. Mój napastnik uśmiechnął się szyderczo. Odwzajemniłem się mu podobnie, celując w szczękę, nie udało mu się uniknąć ciosu, chociaż i tak nie był tak mocny, jak oczekiwałem. Nie polała się nawet krew. Mężczyzna wyprowadził krótkie i szybkie pchnięcie, które jednak poskutkowało aż za dobrze. Trafił mnie w łuk brwiowy, parę sekund później mój wzrok ograniczony był prawie do minimum. Prawą stronę zasłaniała mi cieknąca krew. Przetarłem gwałtownie ranę, zaciskając zęby i starając się odwdzięczyć podobnym zagraniem. Czarnowłosy facet dostał w nos, usłyszałem chrupnięcie. Czyżbym złamał mu  nos? Tamten tylko przetarł dłonią krew i wrócił do walki. Był lepszy niż oczekiwałem. Wyprowadziłem prawy sierpowy, kierując uderzenie w jego skroń. Nim zdążyłem się zorientować, przeciwnik chwycił mnie za nadgarstek i boleśnie wykręcił, zmuszając do klęknięcia i zmniejszenia bólu. Teraz to on się uśmiechał a ja modliłem się, żeby Dean tu był. A to tylko przez mój głupi pomysł wyjazdu. 
- Naprawdę myślałeś, że będę grać fair? - roześmiał się i podciągnął mnie brutalnie do góry, ciągnąc mnie za kołnierz. Jęknąłem cicho ale wstałem. Przyparł mnie do ściany, blokując jakiekolwiek opcje oddania mu. Wyciągnął nóż i przystawił mi go do gardła, delikatnie go przesuwając. Poczułem szczypanie, ale krew się nie polała. Mało co widziałem, większość to po prostu ciemna, zlana ze sobą plama. Ciecz, która jeszcze przed chwilą lała się strugami z łuku brwiowego, powoli zasychała. Usłyszałem wystrzał, odwróciłem gwałtownie głowę. Od razu tego pożałowałem, pociemniało mi przed oczami. Tę sylwetkę rozpoznałbym wszędzie - Dean. Uśmiechnąłem się delikatnie, próbując nie stracić przytomności.
- Spierdalaj... od mojego brata. - wycedził przez zaciśnięte zęby. Broń była zabezpieczona, chociaż wiedziałem że Dean w moment może to zmienić. Mój napastnik spojrzał na niego ze zdziwieniem, odciągnął nóż od mojego gardła i pokazał nam środkowy palec. - Słyszałeś co mówię, czy mam powtórzyć? - zapytał i podniósł broń, celując prosto w jego głowę. Tamten ruszył sprintem, jakby Dean planował go zabić i spalić jego ciało. Mimowolnie się uśmiechnąłem.
- Wszystko dobrze Sammy? - zapytał z troską, pokręciłem głową, wciąż nie byłem w pełni świadom tego, jak szybko tamten mężczyzna doprowadził do mojej porażki. - Następnym razem ostrzegaj, że masz ochotę dać się zabić. - warknął, patrząc na swoją dziecinkę.


Dean?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz