sobota, 28 października 2017

od Deana cd. Sama


Zaraz po tym, jak Sam wyszedł, zacząłem intensywnie zastanawiać się, gdzie mógł się udać. Wiedziałem, że mam mało czasu, bo znając brata pewnie już wpadł w tarapaty. Cały Sam. Po niecałej minucie rozmyśleń przypomniało mi się, jak pewnego razu wychwalał kawy odgłos odpalanego silnika. Son of a bitch ~ pomyślałem i szybko wyszedłem z pokoju. Wyjąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer taxówki. Po kilku minutach żółty samochód stał przed budynkiem. Szybko wsiadłem i podałem adres baru. Taksówkarz na szczęście nie był zbyt rozmowny, bo pogawędka  z zatęchłym, zgniłym staruchem za kierownicą nie była w tym momencie moim marzeniem. Mamrotałem zdenerwowany pod nosem, gapiąc się przez okno. Brakowało mi AC/DC. Sammy, gdzie się szwędasz?
- Włączy pan AC/DC? - zapytałem.
Facet pokiwał ponuro głową i już po chwili w żółtku rozbrzmiewało Back in black. O wiele lepiej.
Niedługo potem byliśmy na miejscu. Szybko zapłaciłem i wysiadłem, idąc pospiesznym krokiem w stronę, z której dochodziły głosy. Wyjąłem spluwę zza pazuchy. Sam właśnie dostawał wpierdol od jakiegoś spaślaka.
- You son of a bitch. - warknąłem, kiedy grubas przyłożył mojemu bratu nóż do szyi. Podbiegłem trochę, bo byłem za daleko, żeby strzelić, a nie chciałem ryzykować.
Chwilę później powietrze przeciął pocisk z mojego pistoletu, a względnie spokojną noc przerwał dźwięk wystrzału. Podszedłem do Sama i tego drugiego.
- Spierdalaj... od mojego brata. - wycedziłem. Spluwa była wprawdzie zabezpieczona, ale to nie stanowiło problemu. Napastnik spojrzał na mnie ze zdziwieniem, po czym pokazał środkowy. - Słyszałeś, co mówię, czy mam powtórzyć? - podniosłem broń tak, że celowałem w jego głowę.
Dupek spierdzielił wreszcie. Miałem wielką ochotę strzelić jeszcze raz, ale się powstrzymałem.
- Wszystko dobrze, Sammy? - zapytałem z troską. Brat pokręcił głową słabo, a ja spojrzałem w stronę, gdzie uciekł spaślak. Sam naprawdę się naraził. - Następnym razem ostrzegaj, że masz ochotę dać się zabić. - warknąłem, patrząc na Baby. - Dasz w ogóle radę iść?
Łoś pokiwał głową i zataczając się wsiadł do wozu. Pokręciłem głową i zająłem miejsce kierowcy. Sam podał mi kluczyki, zapaliłem i włączyłem światła.
- Son of a bitch... - mruknąłem, kiedy zobaczyłem jego twarz. Z prawego łuku brwiowego spływała zaschnięta już strużka krwi, jego usta były rozcięte, a wzrok nieprzytomny. Cała twarz uwalona była we krwi i błocie. Podałem mu jakieś chusteczki, a on zaczął wycierać sobie twarz. - Mam przynajmniej dobrą wiadomość - spojrzał na mnie pytająco - zostało jeszcze twoje ciasto. - poruszyłem brwiami.
Sam westchnął z lekkim rozbawieniem; tylko na to najwyraźniej w tym momencie było go stać. Sięgnąłem do radia, aby włączyć AC/DC. Już po chwili z głośników płynęła muzyka. Prawdziwa muzyka. Poprawiłem ręce na kierownicy i zerknąłem na brata.
- Tylko nie upapraj wszystkiego krwią.
~~~~~~~~~~
Niedługo potem byliśmy w motelu. Wygoniłem Sama do łazienki, a sam walnąłem się na łóżko. W głowie powstał mi genialny plan, a na ustach pojawił się cwany uśmieszek. Po parunastu minutach Sam wyszedł z łazienki. Parsknąłem na widok plastra na jego łuku brwiowym. Brat spojrzał na mnie pytająco.
- Podejdź bliżej. - Przywołałem go gestem ręki. Zdezorientowany chłopak podszedł do mnie. - Usiądź obok. - poklepałem miejsce obok siebie.
Wykonał polecenie, a ja spojrzałem na jego brew. Przecinał ją niebieski plasterek z Kubusiem Puchatkiem. Zacząłem się śmiać, a ten Łoś patrzył na mnie trochę zły.
- O co ci chodzi? - zapytał z wyrazem twarzy typu "wtf is going on?".
- Czy ty patrzyłeś, co na siebie przykle... zresztą  nieważne, nieważne... - śmiałem się dalej, a Sam pokręcił głową i poszedł na swoje łóżko.
Przycisnąłem głowę do poduszki, żeby stłumić wstrząsający mną śmiech. No ładnie, Sammy, no ładnie... Podniosłem głowę na chwilę, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Sam patrzył na mnie z jego typowym bitchface'm, co w połączeniu z Kubusiem Puchatkiem na rozciętej brwi wyglądało tak... awesome. Zacząłem krztusić się śmiechem, brat po chwili też zaczął się śmiać, choć w sumie pewnie nie wiedział, o co chodzi.
- Sammy, nie miałem pojęcia, że aż tak lubisz Kubusia Puchatka... wiesz, Kangurzyca i te sprawy... - pokręciłem głową ze śmiechem.
- Zamknij się wreszciehuehuehuehu... - zakrztusił się Sam.
Parę minut później brat już spał, a ja przykryłem się kołdrą i od razu zasnąłem, zmęczony śmianiem się.
Kiedy się obudziłem, Sam jeszcze spał. Wstałem i poszedłem się ogarnąć do łazienki. Po powrocie obudziłem brata, który nie wyglądał na zachwyconego tym faktem.
- Och, czy to już świt? Zaspaliśmy.  - mruknął ironicznie, ale łaskawie podniósł się z łóżka, przeczesując swoje łosie kudły palcami.
- Idź się szybko ogarnij. - zarządziłem. - Na śniadanie jemy twój placek.
Sam wzruszył ramionami i poszedł do łazienki. W tym czasie pokroiłem ciasto, oczywiście bardzo równo. Po powrocie z łazienki, Sam chyba zauważył dysproporcje w wielkości naszych kawałków.
- No co? Ciesz się, że wczoraj zamiast jeść ciasto poszedłem ratować ci tyłek. I nie narzekaj. - To mówiąc wepchnąłem sobie do ust kawałek ciasta. Pyszne.
Po śniadaniu poszliśmy do Impali. Chłopak zadawał mi milion razy to samo pytanie, a ja dwa miliony razy odpowiadałem mu prawie to samo. Wsiadłem do Baby i z zadowoleniem włożyłem kluczyk do stacyjki. Sam wsiadł na miejsce pasażera. Tym razem na brwi nie miał już Kubusia Puchatka.
Włączyłem Metallicę i ruszyłem. Doskonale wiedziałem, że Sam patrzy na mnie swoim zabójczo-pytającym wzrokiem, ale niezbyt mnie to obchodziło.
Po około pół godzinie drogi zatrzymałem się i wysiadłem. Brat poszedł w moje ślady.  Po kilku minutach stanęliśmy przed bramą do zoo. Sam spojrzał na mnie z wyrazem twarzy "serio? SERIO?".
- Naprawdę? Idziemy do zoo? - zapytał niedowierzając. Biedny, pewnie długo czekał na spełnienie tego marzenia.
- Najwyraźniej.
Kupiłem dwa bilety i podałem jeden Samowi. Ten pokręcił głową z rozbawieniem, ale wziął ode mnie papierek. Weszliśmy do zoo. Lustrowałem wzrokiem małą mapkę umieszczoną na bilecie. Postanowiłem, że pójdziemy w prawo.
- Spójrz - szepnął Sam, szturchając mnie w ramię - klaun.
Przewróciłem oczami, ale mimo woli spojrzałem na przebranego faceta z pomalowaną twarzą i przyczepionym brzuchem.
- To tylko klaun, który bawi dzieci. Pięciolatki się z niego śmieją, a ty się go boisz? - zapytałem i wszedłem w pierwszą uliczkę.
 Mijaliśmy różne jelenie i bażanty.
- SPÓJRZ, TO TY! - powiedziałem do Sama, zatrzymując się przed wybiegiem z łosiami. Jeden z nich akurat stał blisko nas. No cały Sam.

Łosiu? B)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz