*
Jadę właśnie do Kansas. mam się tam zatrzymać na jakiś czas. Mam dokończyć jakiś pakt czy coś takiego. Wiem tyle że muszę zabić żonę jakiegoś faceta. Zgaduję że go zdradza i dlatego zachciał się jej pozbyć. Klasyka, nic ciekawego. Daliby mi może jakieś ciekawsze zadanie a nie zabicie kobiety, z którą nawet nie będę mógł się pobić. Gorzej być nie mogło.
-Na kiego tak skaczesz po tych siedzeniach?! Ogarnij się Luc! Rozwalisz siedzenia!- wydarłem się na wilka któremu zaczęło się nudzić.
-Masz wielkie szczęście że jeszcze żyjesz, naprawdę- powiedziałem do niego szczerze. Ostatnio coraz bardziej mnie wkurza. Pies w odpowiedzi zacisnął zęby na moim ramieniu i warknął ciągnąc mnie za kurtkę.
-Spieprzaj, nie mam ochoty na zabawy zresztą i tak prowadzę- burknąłem. Lucper uspokoił się trochę i wręcz rozłożył na tylnych siedzeniach. Zauważyłem wielki napis ,,Kansas" przez co ucieszyłem się choć w jednym stopniu.
*
Było coś koło siódmej rano. Nie było tłumów na moje szczęście jednak i tak wolałem jakąś godzinę czekać aż wyjdzie z domu swojego kochasia. Wreszcie się doczekałem, wychodziła właśnie z bloku.
-Zostajesz, nie pozwolę byś mi to spierdolił jak ostatnio- powiedziałem do wilka który spojrzał na mnie z nadzieją że go zabiorę. Wyszedłem z auta, biorąc ze sobą nóż i zakładając rękawiczki. Zarzuciłem kaptur na głowę po czym zacząłem powoli iść za swoją ofiarą. Chyba po paru minutach zorientowała się że za nią idę bo skręciła w ciemną uliczkę właściwie ułatwiając mi robotę.
-Przepraszam! Zapomniała pani o czymś!- krzyknąłem za nią. Odwróciła się, jednak po chwili opadła martwa na ziemię. Leżała z głęboko wbitym nożem w samo serce. W sumie szybko poszło.
-Zapomniała pani pożegnać się z życiem- zaśmiałem się wyjmując z jej skóry nóż.
-Oj strasznie mi go pobrudziłaś, wiesz?- uśmiechnąłem się szaleńczo, po czym wytarłem broń z krwi. Po skończonej robocie poszedłem jak niby nigdy nic do auta, nawet nie martwiąc się czy ktoś znajdzie ciało i wyrzuciłem rękawiczki. Postanowiłem pojechać napić się kawy czy coś takiego.
*
Zaparkowałem przy najbliższym Starbucksie. Zamówiłem jakąś mocną kawę i szybko wróciłem do swojego auta z napojem bogów. Na moje nieszczęście zastałem je w szczątkach. Jakiś debil wjechał w mojego mustanga, totalnie go demolując. Przypomniałem sobie, że przecież wilk został w środku. Po chwili jednak zauważyłem psa, który gryzł sprawcę wypadku. Osłaniał głowę przez co nie mogłem zobaczyć jego twarzy.
-Ty idioto, rozwaliłeś mi brykę!- warknąłem, przytrzymując Lucpera. Wstał a dopiero wtedy żałowałem że cokolwiek powiedziałem. Stałem właśnie przed łowcą który goni mnie od miesięcy i jakimś cholernym cudem stoi tuż przede mną. Ten także mnie rozpoznał bo na mój widok zrobił wściekłą minę.
-Siemasz Chris- pomachałem do niego, wymuszając uśmiech- dawno się nie widzieliśmy co nie?
-Tak, dość dawno- wycedził przez zaciśnięte zęby. Zauważyłem że chowa rękę do kieszeni i zauważyłem że ma tam nóż.
-Po co ten język nienawiści? No nie bądź taki.- starałem się zachować spokój. Zmierzył mnie wzrokiem, podniosłem ręce do góry w geście poddania.
-Ups- uśmiechnąłem się zwycięsko. Podnosząc ręce puściłem Lucpera który szybko rzucił się na niego. Wziąłem plecak z auta, przełożyłem przez jedno ramię i pobiegłem przed siebie dość daleko. Po dwudziestu minutach biegu zatrzymałem się w parku. Luc szybko mnie dogonił, wyjąłem telefon z kieszeni i zadzwoniłem po pomoc drogową by odwieźli moje auto do naprawy.
-Nie wiele brakowało. Ale nie zabiję go, za bardzo go lubię- zaśmiałem się. Po chwili dostałem czymś w plecy. Okazało się że to jakieś dziesięcioletnie dzieciaki we mnie rzucają śnieżkami. Szczerze? Nienawidzę dzieci.
-Spieprzać mi stąd, bo jak nie to powyrywam wam te ręce- zagroziłem im jednak one nic sobie z tego nie robiły. Znowu oberwałem tyle że tym razem większą ilością niż poprzednio. Chciałem do nich podbiec jednak poślizgnąłem się na lodzie i jęknąłem z bólu. Dostałem ostatni raz śniegiem w twarz po czym dzieciaki uciekły.
-Zabije...- warknąłem.
-Uspokój się, to tylko dzieci- usłyszałem czyjś śmiech.
Tajemniczy śmieszku lub śmieszko? :3 (ludu niech parę osób odpowie chce spamu xD)
Jadę właśnie do Kansas. mam się tam zatrzymać na jakiś czas. Mam dokończyć jakiś pakt czy coś takiego. Wiem tyle że muszę zabić żonę jakiegoś faceta. Zgaduję że go zdradza i dlatego zachciał się jej pozbyć. Klasyka, nic ciekawego. Daliby mi może jakieś ciekawsze zadanie a nie zabicie kobiety, z którą nawet nie będę mógł się pobić. Gorzej być nie mogło.
-Na kiego tak skaczesz po tych siedzeniach?! Ogarnij się Luc! Rozwalisz siedzenia!- wydarłem się na wilka któremu zaczęło się nudzić.
-Masz wielkie szczęście że jeszcze żyjesz, naprawdę- powiedziałem do niego szczerze. Ostatnio coraz bardziej mnie wkurza. Pies w odpowiedzi zacisnął zęby na moim ramieniu i warknął ciągnąc mnie za kurtkę.
-Spieprzaj, nie mam ochoty na zabawy zresztą i tak prowadzę- burknąłem. Lucper uspokoił się trochę i wręcz rozłożył na tylnych siedzeniach. Zauważyłem wielki napis ,,Kansas" przez co ucieszyłem się choć w jednym stopniu.
*
Było coś koło siódmej rano. Nie było tłumów na moje szczęście jednak i tak wolałem jakąś godzinę czekać aż wyjdzie z domu swojego kochasia. Wreszcie się doczekałem, wychodziła właśnie z bloku.
-Zostajesz, nie pozwolę byś mi to spierdolił jak ostatnio- powiedziałem do wilka który spojrzał na mnie z nadzieją że go zabiorę. Wyszedłem z auta, biorąc ze sobą nóż i zakładając rękawiczki. Zarzuciłem kaptur na głowę po czym zacząłem powoli iść za swoją ofiarą. Chyba po paru minutach zorientowała się że za nią idę bo skręciła w ciemną uliczkę właściwie ułatwiając mi robotę.
-Przepraszam! Zapomniała pani o czymś!- krzyknąłem za nią. Odwróciła się, jednak po chwili opadła martwa na ziemię. Leżała z głęboko wbitym nożem w samo serce. W sumie szybko poszło.
-Zapomniała pani pożegnać się z życiem- zaśmiałem się wyjmując z jej skóry nóż.
-Oj strasznie mi go pobrudziłaś, wiesz?- uśmiechnąłem się szaleńczo, po czym wytarłem broń z krwi. Po skończonej robocie poszedłem jak niby nigdy nic do auta, nawet nie martwiąc się czy ktoś znajdzie ciało i wyrzuciłem rękawiczki. Postanowiłem pojechać napić się kawy czy coś takiego.
*
Zaparkowałem przy najbliższym Starbucksie. Zamówiłem jakąś mocną kawę i szybko wróciłem do swojego auta z napojem bogów. Na moje nieszczęście zastałem je w szczątkach. Jakiś debil wjechał w mojego mustanga, totalnie go demolując. Przypomniałem sobie, że przecież wilk został w środku. Po chwili jednak zauważyłem psa, który gryzł sprawcę wypadku. Osłaniał głowę przez co nie mogłem zobaczyć jego twarzy.
-Ty idioto, rozwaliłeś mi brykę!- warknąłem, przytrzymując Lucpera. Wstał a dopiero wtedy żałowałem że cokolwiek powiedziałem. Stałem właśnie przed łowcą który goni mnie od miesięcy i jakimś cholernym cudem stoi tuż przede mną. Ten także mnie rozpoznał bo na mój widok zrobił wściekłą minę.
-Siemasz Chris- pomachałem do niego, wymuszając uśmiech- dawno się nie widzieliśmy co nie?
-Tak, dość dawno- wycedził przez zaciśnięte zęby. Zauważyłem że chowa rękę do kieszeni i zauważyłem że ma tam nóż.
-Po co ten język nienawiści? No nie bądź taki.- starałem się zachować spokój. Zmierzył mnie wzrokiem, podniosłem ręce do góry w geście poddania.
-Ups- uśmiechnąłem się zwycięsko. Podnosząc ręce puściłem Lucpera który szybko rzucił się na niego. Wziąłem plecak z auta, przełożyłem przez jedno ramię i pobiegłem przed siebie dość daleko. Po dwudziestu minutach biegu zatrzymałem się w parku. Luc szybko mnie dogonił, wyjąłem telefon z kieszeni i zadzwoniłem po pomoc drogową by odwieźli moje auto do naprawy.
-Nie wiele brakowało. Ale nie zabiję go, za bardzo go lubię- zaśmiałem się. Po chwili dostałem czymś w plecy. Okazało się że to jakieś dziesięcioletnie dzieciaki we mnie rzucają śnieżkami. Szczerze? Nienawidzę dzieci.
-Spieprzać mi stąd, bo jak nie to powyrywam wam te ręce- zagroziłem im jednak one nic sobie z tego nie robiły. Znowu oberwałem tyle że tym razem większą ilością niż poprzednio. Chciałem do nich podbiec jednak poślizgnąłem się na lodzie i jęknąłem z bólu. Dostałem ostatni raz śniegiem w twarz po czym dzieciaki uciekły.
-Zabije...- warknąłem.
-Uspokój się, to tylko dzieci- usłyszałem czyjś śmiech.
Tajemniczy śmieszku lub śmieszko? :3 (ludu niech parę osób odpowie chce spamu xD)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz